Protest rozpoczął się 6 listopada na przejściach z Ukrainą w Dorohusku, Hrebennem (woj. lubelskie) oraz w Korczowej (woj. podkarpackie). Polscy przewoźnicy domagają się większego uregulowania aktywności ukraińskich firm przewozowych na rynku europejskim. Postulują również zawieszenie licencji dla firm, które powstały po wybuchu wojny w Ukrainie. Uczestnicy blokady argumentują, że bez nałożenia większych regulacji na przewoźników z Ukrainy, nie są w stanie z nimi konkurować. Chodzi im również o wprowadzenie zezwoleń na przez na przewóz rzeczy, z wyłączeniem pomocy humanitarnej i zaopatrzenia dla wojska ukraińskiego. Dorohusk: Przewoźnicy wrócą z protestem na granicę. Sąd wydał decyzję W poniedziałek informowaliśmy, że wójt gminy Dorohusk Wojciech Sawa rozwiązał protest na granicy. Samorząd wskazał dwa powody: "zagrożenie mienia o wielkich rozmiarach" oraz "blokadę ruchu kołowego". - Nie mogę dłużej pozwalać na to, żeby mieszkańcy gminy tracili pracę - powiedział Sawa w rozmowie z Interią. Decyzję przekazano protestującym i nakazano im się rozejść. Na miejscu pojawiła się policja, jednak nie interweniowała. Godzinę później manifestanci zaczęli przepuszczać tiry. Decyzja wójta Sawy dotyczyła wyłącznie przejścia w Dorohusku. Po kilku godzinach od rozwiązania protestu przewoźnicy ponownie zablokowali przejazd. W poprzek drogi stanęła ciężarówka z naczepą. Protestujący twierdzili, że pojazd zepsuł się i aż do popołudnia nie byli w stanie go usunąć. Zdaniem protestujących problemem jest także tzw. elektroniczna kolejka po stronie ukraińskiej. Ich zdaniem strona ukraińska manipuluje systemem i przepuszcza ciężarówki według własnych preferencji. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!