Stanowisko Stolicy Apostolskiej jutro przed południem przedstawi Joaquin Nawarro-Valls. Ojciec Hejmo w wypowiedzi dla telewizji zaprzeczył, że był świadomym współpracownikiem SB, nie wykluczył jednak, że mógł przekazywać informacje nieświadomie. Powiedział, że z obecnej perspektywy sądzi, że oficerem służb bezpieczeństwa mógł być M., który bywał w Rzymie i nagrywał rozmowy z księżmi na magnetofon. Hejmo nie ujawnił, kim jest M. Powiedział, że był zaufanym człowiekiem niemieckiego episkopatu, przyjeżdżał do Rzymu co 2-4 tygodnie. Interesowały go informacje o funkcjonowaniu Kościoła. W ocenie Hejmo, mógł być oficerem NRD-owskiej Stasi. Zmarł 2-3 lata temu. Był "przyjaznym człowiekiem". O. Hejmo nie ujawnił jego nazwiska, gdyż - jak zaznaczył - żyje jego rodzina i szkoda mu jej. Pytany, czy przyjmował jakieś pieniądze od M., powiedział, że czasami ci księża, którzy mu go polecili, przynosili coś, ale nie pamięta szczegółów. Podkreślił, że wtedy nie wiedział, z kim się spotyka, a dopiero teraz nabrał wobec niego podejrzeń. Dominikanin zaznaczył, że mimo wcześniejszych planów nie przyjeżdża teraz do Polski, lecz prowincjał dominikanów o. Maciej Zięba pojedzie do Rzymu. Powiedział, że rozmawiał o sprawie z abp. Stanisławem Dziwiszem, który odniósł się do niej ze zrozumieniem. Pytany, powiedział, że ma żal do prezesa Instytutu Pamięci Narodowej Leona Kieresa, że zanim ujawnił jego nazwisko, nie skontaktował się z nim jako obwinionym. Podkreślił, że do momentu ogłoszenia jego nazwiska przez Kieresa nie miał żadnych informacji na ten temat. Prezes IPN Leon Kieres po południu podał, że Instytut ma materiały świadczące o tym, że ojciec Konrad Hejmo współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa jako "kontakt operacyjny". - W wyniku badań dotyczących inwigilacji polskiego Kościoła katolickiego ustalono, że w zasobie IPN znajdują się dokumenty wskazujące, iż ojciec Konrad Stanisław Hejmo w latach 80. był tajnym współpracownikiem organów bezpieczeństwa PRL o pseudonimach "Hejnał" i "Dominik". Wyniki prac badawczych na ten temat zostaną opublikowane w najbliższym czasie - powiedział Kieres. Dodał, że IPN wyklucza, by akta o współpracy z SB w latach 80. ojca Hejmo były sfałszowane. Uczestniczący w dzisiejszych obradach Kolegium IPN prowincjał dominikanów ojciec Maciej Zięba, powiedział, że widział akta ojca Hejmo, które nazwał "przekonującymi i porażającymi". Nie odpowiedział, czy zakon wyciągnie jakieś konsekwencje dla ojca Hejmo. Dodał, że wkrótce się z nim skontaktuje. Kieres przyznał, że nie informował ojca Hejmo o materiałach na jego temat. Podkreślił, że może on wystąpić do IPN w całej sprawie. Zapowiedział, że w maju ukaże się publikacja IPN na ten temat. Członek kolegium IPN prof. Andrzej Paczkowski powiedział, że teczka pracy ojca Hejmo jako informatora SB liczy 700 stron, Dodał, że z informacji udzielonych kolegium przez prezesa IPN Leona Kieresa i pracowników Instytutu wynika, że ojciec Hejmo nie był formalnie tajnym współpracownikiem SB lecz tzw. kontaktem operacyjnym (to jedna z form tajnej współpracy z SB, która z określonych powodów nie dokonała formalnej rejestracji informatora jako swego tajnego współpracownika - red.). Paczkowski zdradził, że teczka obejmuje lata 80. oraz wcześniejsze. Pytany jak przyjął tę informację, odparł, że nie wstrząsnęła ona nim, gdyż - jak podkreślił - "nie chodzi o zbyt ważną osobę", a tym bardziej o purpurata. Biskup Tadeusz Pieronek powiedział INTERIA.PL, że współczuje ojcu Hejmo i nie rozumie, co mógłby donosić Służbom Bezpieczeństwa. Ojciec Hejmo przyjechał do Rzymu rok po wyborze Karola Wojtyły na papieża. Od 1984 r. jest dyrektorem ośrodka dla polskich pielgrzymów w Watykanie "Corda Cordi", gdzie trafił z polecenia Prymasa Tysiąclecia, kard. Stefana Wyszyńskiego. Wcześniej, podczas pierwszej pielgrzymki papieża do Polski Hejmo był jedynym łącznikiem między Episkopatem Polski a dziennikarzami. Jego kontakty z Janem Pawłem II sięgają jeszcze okresu, gdy przyszły papież był arcybiskupem krakowskim. Wówczas Hejmo był duszpasterzem akademickim w Poznaniu. Posłuchaj relacji korespondentki RMF Aleksandry Bajki na temat ojca Hejmo: Kryptonim "Pedagog" Po raz pierwszy imię i nazwisko Karola Wojtyły pojawia się w aktach bezpieki w 1946 r. po rozbiciu przez milicję pochodu 3-majowego, zorganizowanego w Krakowie przez studentów. Wojtyła był wówczas wiceprzewodniczącym studenckiej organizacji Bratniak. Intensywnie Służba Bezpieczeństwa zaczęła interesować się Wojtyłą po roku 1958, kiedy został biskupem. Obserwacja nasiliła się, gdy w 1962 r. po śmierci biskupa Eugeniusza Baziaka ks. Wojtyła został metropolitą krakowskim. W meldunkach agentów, Wojtyła był określany kryptonimem "Pedagog". Był podsłuchiwany w mieszkaniach na ul. Kanoniczej, Franciszkańskiej, w Kurii Metropolitalnej. Podsłuchy były założone także w "Tygodniku Powszechnym" oraz w innych ważniejszych instytucjach kościelnych. Krakowskiego biskupa inwigilowano nawet podczas jego wypraw na narty czy wycieczek w góry. W latach 60. i 70. na stałe Wojtyłę obserwowało kilku duchownych i świeckich z kręgu krakowskiej kurii o pseudonimach: "Rosa", "Jurek", "Karol", "Delta" i "Ares". W 1964 r. SB chciała nawet założyć specjalny wzór teczki ewidencyjnej dla Wojtyły, choć biskupi i tak mieli inne teczki od zwykłych księży. Specsłużby PRL próbowały dyskredytować Wojtyłę nawet wówczas, kiedy był już papieżem. W 1983 r. nieżyjącemu już ks. Andrzejowi Bardeckiemu, asystentowi kościelnemu "Tygodnika Powszechnego", podrzucono materiały, które miały świadczyć o tym, że Wojtyła był związany z kobietą. Ksiądz Bardecki spalił te materiały. Po publikacji słynnego pojednawczego listu biskupów polskich do biskupów niemieckich zmuszono pracowników Zakładów Sodowych Solvay w Krakowie (gdzie podczas okupacji pracował Wojtyła - red.) do podpisania ostrej krytyki arcybiskupa krakowskiego. Tekst ten został opublikowany w prasie. Więcej na ten temat Kto donosił? Z dokumentów IPN wynika, że w najbliższym otoczeniu Karola Wojtyły stale działało kilku donosicieli. Niektórzy z nich wciąż żyją. Więcej na ten temat W dokumentacji dotyczącej akcji SB "Lato'79" podczas pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski jest mowa o ośmiu agentach z Krakowa, którzy mieli bezpośredni dostęp do papieża. Więcej na ten temat "Gazeta Wyborcza" napisała, że w materiałach SB pojawia się nazwisko przyjaciela papieża, ks. prof. Mieczysława Malińskiego. Sam ks. Maliński powiedział, że SB wiele razy próbowała go złamać, ale zawsze odmawiał. Dodał, że jego kontakty z SB ograniczały się do rozmów, które w PRL odbywał każdy, kto odbierał albo zdawał paszport po powrocie z zagranicy. Podkreślił, że nie podpisywał żadnej deklaracji, ani nie otrzymywał żadnych pieniędzy od SB. Zaprzeczył, by istniały jakiekolwiek materiały dotyczące jego kontaktów z SB. Więcej na ten temat Zdaniem szefa krakowskiego oddziału IPN, Janusza Kurtyki, ujawnienie nazwisk agentów SB nie wstrząśnie polskim Kościołem. - Może być kilka przykrych niespodzianek, bo może się okazać, że osoby znane publicznie miały zupełnie inne role, ale to na pewno nie wstrząśnie podstawami moralnymi i misją Kościoła - powiedział Kurtyka. Sam Wojtyła miał świadomość, że jest podsłuchiwany i obserwowany. - Kuria była rozpracowywana przez dużą liczbę agentów. Kardynał Wojtyła wiedział o tym i zakładając to, konsekwentnie realizował misję Kościoła. Problem agentów był jednym z wielu, które musiał uwzględnić w swojej działalności - mówił Kurtyka. Podobno Wojtyła kilka razy wręcz pokrzyżował plany bezpieki. Znana jest historia, gdy mianował ks. Gorzelanego proboszczem parafii Arka Pana w Nowej Hucie. Ówczesne władze zgodziły się na budowę tego nowohuckiego kościoła, ale jednym z warunków było powierzenie parafii księdzu z grona lojalnych wobec PRL-owskich władz księży-patriotów. Wojtyła znalazł taką osobę. Ale finał tej historii był zupełnie niespodziewany. Ks. Gorzelany stał się najbardziej znienawidzony w SB.