Donald Tusk szykuje rekonstrukcję rządu. Może ciąć nawet o połowę

Jeśli premier Donald Tusk dotrzyma słowa, z rządu może wylecieć nawet połowa ministrów. Wszystko po to, by - jak mówił - Polska miała jeden z najmniejszych gabinetów w Europie.

Donald Tusk i członkowie rządu podczas posiedzenia Rady Ministrów
Donald Tusk i członkowie rządu podczas posiedzenia Rady MinistrówAdam Chelstowski / FORUM Agencja FORUM

Najbliższe półrocze oznacza nie tylko zaciekły bój o prezydenturę, ale także walkę wśród członków rządu o zachowanie ministerialnej posady. Donald Tusk zapowiedział, że jego gabinet zostanie umeblowany na nowo, a część zużytych mebli trzeba będzie wynieść.

- Na pewno po wyborach prezydenckich przedstawimy projekt, on będzie wymagał akceptacji nowego prezydenta, bo to będzie zmiana systemowa, będziemy mieli nie jeden z największych rządów w Europie, tylko jeden z najmniejszych rządów w Europie, jeśli chodzi o strukturę rządu - zapowiedział premier Donald Tusk na konferencji prasowej.

- Z tego tytułu będą też oczywiste konsekwencje personalne. Nie że ktoś wyleci za karę, tylko będzie na pewno mniej ministrów i nie wiem czy ci, którzy mówią o tym głośno publicznie, czy oni zgłaszają się do tej rekonstrukcji jako autorzy czy ofiary, ale to zobaczymy po czerwcu - dodawał.

Rekonstrukcja rządu. Kiedy do niej dojdzie?

Sekwencja zdarzeń ma być więc następująca. Najpierw odbędą się wybory prezydenckie, dyskusje dotyczące rekonstrukcji odbędą się na przełomie czerwca i lipca, a w sierpniu dojdzie do zmian, które - według woli Tuska - zaakceptuje już nowy prezydent. Technicznie chodzi o to, by za sprawą nowego prezydenta obejść ustawę o działach administracji publicznej.

- Zdawaliśmy sobie sprawę na samym początku, że nie jesteśmy w stanie zmienić ustawy o działach w taki sposób, żeby rząd skroić na naszą miarę. Musieliśmy wejść w buty stworzonego systemu rządowego, rozdętego rządu, który był stworzony za rządów PiS-u, mówię o resortach - mówił w radiu Tok FM wiceprzewodniczący PO Cezary Tomczyk.

Innymi słowy: jeśli prezydentem zostanie Rafał Trzaskowski, tzw. ustawa o działach zostanie w taki sposób zmodyfikowana, by Tusk mógł sobie dowolnie "rysować" nowy rząd w sensie strukturalnym.

Tym, co chodzi mu po głowie, już się podzielił. Premierowi marzy się "jeden z najmniejszych rządów w Europie". A żeby tak się stało, Tusk musi ściąć obecny gabinet mniej więcej o połowę. Dlaczego? Najmniejsze rządy mają co prawda księstwa Liechtenstein i Monako, ale normą w Europie jest rząd kilkunastoosobowy.

Które państwo ma najmniejszy rząd w Europie?

Obecnie najmniejszy gabinet na Starym Kontynencie ma Islandia, w skład którego wchodzi 12 osób. Litwa i Austria potrafią rządzić swoimi państwami przy pomocy 14 ministrów. Sporo większe od Polski Niemcy mają w tym momencie 17 członków rządu, a to tyle samo, ile mniejsze Węgry. 19-osobowym gabinetem rządzą nasi sąsiedzi z Czech, ale też Finlandia. Rząd Rumunii składa się z 22, Hiszpanii z 23, a Włoch z 25 osób.

Jak na tym tle wypada Polska? Wystarczy rzut oka na stronę Kancelarii Premiera Rady Ministrów, by przekonać się, że administracja Donalda Tuska jest konkretnie rozdmuchana. Rząd tworzą premier i 26 ministrów. Pod względem liczby ministrów bliżej nam do 30-osobowych gabinetów Białorusi czy Rosji niż do średniej unijnej.

Jeśli rzeczywiście premier Tusk zechce skonstruować jeden z najmniejszych rządów w Europie, liczba ministrów nie powinna przekroczyć 15. Wciąż mniejsze byłyby gabinety Islandii, Litwy czy Austrii, ale zmiana mimo to byłaby diametralna.

Oznaczałaby też radykalne odchudzanie, czyli dymisje w rządzie i prawdopodobnie zmiany dotyczące podziału tego tortu na innych koalicjantów. Obecnie Lewica ma czterech ministrów (w tym wicepremiera), czterech ma też Polskie Stronnictwo Ludowe (w tym wicepremiera), a trzech Polska 2050 Szymona Hołowni (lider partii jest natomiast drugą osobą w państwie - marszałkiem Sejmu). Pozostałe resorty obsadzone są przez polityków PO lub bezpartyjnych, takich jak Adam Bodnar, Maciej Berek, Marzena Czarnecka i Hanna Wróblewska.

Rekonstrukcja rządu. Cięcia też u koalicjantów

Przy tak ostrych cięciach proponowanych przez Tuska koalicjanci muszą liczyć się z tym, że ich zasób w rządzie zmniejszyłby się przynajmniej o połowę. Zakładając, że Prezes Rady Ministrów celuje w strukturę: premier i 14 ministrów, koalicjanci mogliby liczyć maksymalnie na dwa stołki dla każdego z nich. Osiem pozostałoby w rękach największej partii w koalicji.

Czy tak się stanie? Czy takie rozmowy są prowadzone? Jeżeli koalicjanci co do zasady zgadzają się, że rząd musi zostać zmniejszony - a mówili tak m.in. wicepremierzy Władysław Kosiniak-Kamysz i Krzysztof Gawkowski - tak żadne rozmowy jeszcze się nie odbyły.

- Odchudzanie zwykle jest stresową propozycją, więc trzeba się zastanowić, jak to zrobić, żeby tego pociągu nie wykoleić. Jesteśmy otwarci. Ale jasno mówię - nie będzie żadnej zmiany, żadnej rekonstrukcji bez naszej zgody. Donald Tusk jest premierem, ale jest premierem dlatego, że tak zdecydowali koalicjanci. Na rozmowy jesteśmy otwarci, ale żadna rozmowa ze mną nie była jeszcze prowadzona - mówił w Sejmie Szymon Hołownia.

Wkrótce spotkanie Duda-Trump. Znamy plan prezydentaJarosław KowalskiINTERIA.TV