- Nie można obarczać policji za to, że tego typu akcje są planowane i przeprowadzane konsekwentnie każdego roku, kilka razy w roku. Uważam też, że nie powinniśmy w Polsce pozwolić na upowszechnianie takiego mitu, poglądu, że to jest taka spontaniczna działalność młodych ludzi niezadowolonych ze status quo. To jest kompromitacja opozycji, tej części opozycji, która wyhodowała tego typu emocje i hoduje je w dalszym ciągu - ocenił szef rządu. - Moskwie prześlemy wyrazy ubolewania za atak na rosyjska ambasadę - zapewnił. Donald Tusk skrócił swój pobyt na poświęconym walce z bezrobociem unijnym szczycie w Paryżu, by - jak podkreślił - jak najszybciej ustalić z szefem MSW Bartłomiejem Sienkiewiczem strategię zapobiegania takim incydentom, jak poniedziałkowe burdy w Warszawie. Zasugerował, że minister nie musi się obawiać o swoje stanowisko i nie zamierza z niego robić kozła ofiarnego. "Nie zgadzam się stanowczo z oskarżaniem policji" - Znacie państwo te historie: ukradł kowal, a powiesili Cygana! Na takie apele nie będę odpowiadał pozytywnie - zapewnił szef rządu. - Nie zgadzam się stanowczo z oskarżaniem policji o to, że ktoś podpala płot i budkę z policjantem, a później rzuca racę na teren obcej ambasady. Policja wykonuje swoje obowiązki, swoją służbę najlepiej jak potrafi i w sposób kompetentny - podkreślił na spotkaniu z dziennikarzami w Paryżu. Według premiera, odpowiedzialność za poniedziałkowe incydenty w stolicy ponosi opozycja, która "wyhodowała i ciągle hoduje w społeczeństwie negatywne emocje". Czy jesteśmy za tym, by wmawiać młodym ludziom, że Polska jest państwem podległym, gdzie każdy ma chwycić za kamień i butelkę z benzyną, by walczyć o niepodległość? - pytał szef rządu. - Szczerze powiedziawszy, nie mogę patrzeć na twarze tych polityków, którzy na co dzień angażują się w idiotyczne wezwania i hasła, a później uważają, że to policja jest winna tego typu zdarzeniom - oświadczył. "Incydenty mogły skompromitować nas w oczach opinii międzynarodowej" Tymczasem zdaniem polityków Twojego Ruchu, Solidarnej Polski i SLD dużą odpowiedzialność za wydarzenia w stolicy ponosi rząd. TR domaga się w Sejmie informacji premiera i szefa MSW. SLD chce zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Sejmu. Wyjaśnień od szefa MSW żąda także Solidarna Polska, która chce zwołania posiedzenia sejmowej komisji spraw wewnętrznych. Politycy opozycji mówili też, że poniedziałkowe incydenty przed ambasadą FR mogły skompromitować nas w oczach opinii międzynarodowej. Zajścia przed ambasadą Rosji w Warszawie ambasador tego kraju w Polsce Aleksander Aleksiejew nazwał "sytuacją absolutnie nie do przyjęcia". Podkreślił, że liczy na przeprosiny, obiektywne śledztwo i zadośćuczynienie za straty materialne placówki. - Ambasada była zablokowana, nie była przestrzegana Konwencja Wiedeńska - mówił Aleksiejew. Jak dodał, w ostatnich latach "była tylko jedna napaść na przedstawicielstwo rosyjskie; to miało miejsce w Libii". MSZ potępiło agresywne zachowanie oraz incydenty Aleksiejew spotkał się we wtorek w polskim MSZ z dyrektor departamentu wschodniego Ewą Figel. Rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski zapowiedział, że strona polska wystosuje notę dyplomatyczną do władz rosyjskich, w której wyrazi "głębokie ubolewanie" w związku z incydentami ze strony uczestników marszu przed ambasadą Rosji. - Wyrazy głębokiego ubolewania w języku dyplomacji to jest forma wyrażenia przeprosin. Jesteśmy zainteresowani konstruktywnym załatwieniem sprawy. Reakcja MSZ na incydenty przed ambasadą Rosji była natychmiastowa i jednoznaczna - powiedział Wojciechowski. MSZ potępiło już bowiem agresywne zachowanie oraz incydenty ze strony uczestników marszu z udziałem Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego przy ambasadzie Rosji. "Tego typu zachowanie w stosunku do misji dyplomatycznej zasługuje na zdecydowane potępienie i nie licuje z godnymi obchodami Święta Niepodległości 11 listopada" - czytamy oświadczeniu rzecznika MSZ. Także we wtorek do rosyjskiego MSZ wezwano ambasadora RP w Rosji Wojciecha Zajączkowskiego. Na jego ręce przekazano stanowczy protest strony rosyjskiej z powodu zajść przed ambasadą w Warszawie. Przypomnijmy, że podczas zorganizowanego w poniedziałek w Warszawie przez środowiska narodowe "Marszu Niepodległości" doszło do burd m.in. w pobliżu budynku ambasady rosyjskiej; spłonęła budka wykorzystywana przez policjantów ochraniających placówkę. Na teren ambasady rzucono petardy i race. Do zamieszek doszło przed squatami przy ul. ks. Skorupki i ul. Wilczej. Na pl. Zbawiciela podpalono instalację artystyczną "Tęcza". Zniszczono kilka samochodów, powybijano szyby, wyrwano znaki drogowe. Przedstawiciele Stowarzyszenia Marsz Niepodległości, które organizowało rozwiązane przez stołeczny ratusz zgromadzenie, oświadczyli, że nie biorą odpowiedzialności za incydenty, do których doszło podczas marszu, m.in. w pobliżu ambasady rosyjskiej. Zapowiedzieli skargę do wojewódzkiego sądu administracyjnego. Według nich złamana została ustawa o zgromadzeniach, bo nie było przesłanek do rozwiązania marszu, nie doszło też do trzykrotnego ostrzeżenia uczestników. Sienkiewicz: Odpowiedzialność ponoszą organizatorzy, a także politycy PiS Z kolei stołeczny ratusz, który wstępnie oszacował zniszczenia na 120 tys. zł, zapowiada, że będzie dochodzić ich pokrycia od organizatora marszu. Wartość podpalonej instalacji "Tęcza" oszacowano na 70 tys. zł. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiedziała, że instalacja zostanie odbudowana. Sprzątanie i czyszczenie pochłonie kolejne ok. 40 tys. zł. Zarząd Dróg Miejskich szacuje straty związane m.in. z uszkodzeniem chodników i znaków drogowych na ok. 6 tys. zł. W warszawskim sądzie rejonowym zapadły we wtorek pierwsze wyroki po poniedziałkowych zajściach. Skazane zostały dwie osoby - jedną ukarano grzywną, drugą ograniczeniem wolności. Szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz poinformował, że wśród 72 zatrzymanych uczestników marszu są osoby podejrzewane o atak na ambasadę Rosji i o spalenie tęczy na pl. Zbawiciela. Jak dodał, 12 policjantów zabezpieczających marsz zostało rannych. Sienkiewicz mówił także, że jest analizowane, czy czas reakcji policji na zajścia w trakcie marszu był "adekwatny". - Gdy okaże się, że ktoś czegoś nie dopełnił lub za późno interweniował, trzeba będzie wyciągnąć konsekwencje - także personalne - zadeklarował. W jego ocenie, odpowiedzialność za zajścia na ulicach Warszawy ponoszą organizatorzy, a także politycy PiS.