Na gali w 30-lecie "Gazety Wyborczej", po odebraniu nagrody Człowieka Roku tej gazety, Tusk przypomniał, że w czwartek w rumuńskim Sybinie odbywał się nieformalny szczyt UE i - jak relacjonował - miał w tym mieście okazję rozmawiać z jego mieszkańcami. "Ludzie skromni, niezamożni i dla wszystkich z nich takie słowa, jak Europa, czy Solidarność najwyraźniej więcej znaczyły, niż dla tych, którzy mają być może dzisiaj więcej powodów do zadowolenia czy satysfakcji" - podkreślił były premier. Według niego nikt z tych ludzi nie nosi w sercu "sentymentu" do rumuńskiej "wersji rewolucji" 1989 roku (wówczas w grudniu 1989 r. na śmierć skazany został, a następnie rozstrzelany komunistyczny prezydent Rumunii Nicolae Ceausescu - PAP). "Oni wszyscy, bez wyjątku, mają w pamięci i są pełni podziwu dla tego, co nam w Polsce udało się zrobić, i to w warunkach w jakimś sensie trudniejszych - byliśmy pierwsi w tym procesie - bez krwi, bez przemocy i bez zarażenia się nienawiścią, którą naprawdę łatwo się zarazić, a później bardzo trudno się wyleczyć" - mówił Tusk.Podkreślał, że Polska "wszędzie na świecie nadal jest traktowana jako ojczyzna zwycięskiej solidarności, rozumianej jako wielki ruch pokojowy". "I dlatego wszędzie na świecie spotykam te porównania między Lechem Wałęsą, Mahatmą Ghandim i tymi wszystkimi wielkimi postaciami historycznymi, które pozostały w pamięci właściwie całej ludzkości jako bohaterowie pokojowych rewolucji" - dodał.Zwracając się do twórców "Gazety Wyborczej" w jej 30-lecie, powiedział, iż byli oni ludźmi, którzy potrafili odnajdywać metody, aby "czasami wbrew emocji, czasami obok emocji, konfliktów interesów, znajdywać dobre rozwiązanie". "Taki był właśnie okrągły stół, a w jego efekcie - wybory" - podkreślił szef Rady Europejskiej. "Dlatego potrzebujemy UE" "Kiedy słucham sporów na temat sytuacji wewnętrznej w Polsce, ale i sytuacji w UE i szerzej - sytuacji geopolitycznej na świecie, mam jedną bardzo mocno odczuwaną refleksję czy wrażenie. Często słyszymy w debatach nad przyszłością Europy, że my nie możemy być zintegrowani, nie możemy budować tej zjednoczonej Europy - bo przecież Europa składa się z narodów i państw niezależnych, z własnymi interesami, sentymentami i resentymentami, z bagażem historii i że w związku z tym, ta idea integracji, połączenia, nie ma przyszłości, nie ma szans powodzenia" - mówił Tusk. Podkreślił, że jego zdaniem "jest dokładnie odwrotnie". Zaznaczył, że "mirażem jest zjednoczenie Europy jako jeden obywatelski naród, bez różnych języków, ambicji narodowych". "To jest miraż" - mówił dodając, że nie spodziewa się, że on sam dożyje takiego momentu, w którym tożsamość europejska będzie dla przygniatającej większości Europejczyków mocniejsza, bardziej emocjonalna i głębsza niż tożsamość narodowa. "Ale właśnie dlatego potrzebujemy UE rozumianej jako nieustanny proces budowania porozumienia i kompromisu, właśnie dlatego, że przeszłość, dzisiejsze interesy, dzisiejsze emocje tak często nas doprowadzają na skraj konfliktu" - mówił Tusk. "Możemy przegrać walkę o najwyższą stawkę" Szef Rady Europejskiej przekonywał, że jeśli nie wyjdziemy z "klinczu bezrozumnego, niezwykle brutalnego konfliktu politycznego", jeśli będziemy bezbronni wobec postępującej dezintegracji na razie w sferze emocji w Europie i jeżeli uwierzymy, że Ameryka i Europa muszą się od siebie oddalić, to możemy przegrać grę o stawkę najwyższą". Tusk zaznaczył, że zdaje sobie sprawę, ile niepokoju może budzić nowa polityka amerykańska wobec UE. "Nie jest moją rolą ocenianie prezydentów i premierów z oczywistych względów, ale jest chyba moją rolą przypominanie tej oczywistej prawdy, właśnie dlatego, że raz na jakiś czas pojawia się polityk, moda polityczna albo poważny interes polityczno-gospodarczy, który powoduje, że świat naszej politycznej cywilizacji Zachodu zaczyna się rozchodzić w szwach. To właśnie dlatego powinniśmy robić wszystko, aby umieć przeciwdziałać tym potencjalnym, najbardziej negatywnym konsekwencjom" - mówił. Zaapelował do wszystkich tych, którzy "odnajdują wspólny język z prezydentem USA", a - jak wskazywał - do takich ludzi należy m.in. polski rząd, by potrafili przekonywać nawet najtrudniejszych i najbardziej wymagających partnerów, aby nie traktowali UE jako problemu, jako czegoś negatywnego. "Choćby dlatego, że w interesie Polski - być może nie ma drugiego takiego kraju w Europie, dla którego tak oczywistym jest zjednoczona Europa - i całej Europy jest utrzymanie za wszelką cenę więzi transatlantyckiej. Nie możemy się poddawać, tylko dlatego, że raz na jakiś czas zdarzają się wybory, które dokonują pewnej korekty. Ale to nie znaczy, że mamy się poddawać tego typu trendom, tendencjom, patrzeć z bezradnie rozłożonymi rękoma. To jest sprawa być albo nie być dla nas wszystkich" - ocenił. "Jeśli z takim zaangażowaniem dzisiaj i w Europie, i na świecie staramy się (...) utrzymać te zręby ładu prawnego, ładu politycznego w wymiarze europejskim i światowym, to wynika to nie z jakiejś doktryny, tylko wynika to z głębokiego przekonania, że jeśli ten świat, gdzie prawo znaczy prawo, gdzie reguły są przestrzegane, gdzie silniejszy nie wykorzystuje swojej siły przeciwko słabszemu - jeśli stracimy podstawy tego świata, to będziemy pierwszymi ofiarami takiej zmiany" - mówił. Kanon najpoważniejszych interesów politycznych Polski Tusk podkreślił, że istnieje kanon najpoważniejszych interesów politycznych Polski. "Nie mieści mi się w głowie, żeby ten kanon nie mógł być przestrzenią wspólną dla przygniatającej większości Polaków i sił politycznych, które w Polsce funkcjonują" - powiedział b. premier. Ewidentnym polskim interesem - mówił - jest m.in. zjednoczona UE. "Można i trzeba debatować na temat procesu integracji, tempa, roli państw narodowych - Unia jest procesem, więc są to kwestie otwarte. Ale nie widzę żadnego powodu, by UE, europejskość Polski, stały się przedmiotem politycznej wojny domowej" - oświadczył Tusk. Jak podkreślił "jedyną metodą ochrony Europy jako całości i każdego europejskiego narodu z osobna, ochrony przed ostrym konfliktem jest działanie może nie wbrew, ale ponad tymi okolicznościami, które tak często zmuszają nas do sporów i konfliktów". Tusk przypomniał, że wkrótce Polacy wybiorą swoich eurodeputowanych, a później parlamentarzystów i "ktoś wygra, a ktoś przegra". "Ale zwycięstwo w wyborach - ja w życiu doświadczyłem dużo porażek i dużo zwycięstw i wiem o czym mówię - nie oznacza, że oponenci znikną z pola widzenia. My w Polsce będziemy żyli ze sobą przez najbliższe 5, 10, 100, 200 lat - ci, którzy wybierają proeuropejską koalicję i ci, którzy wybierają PiS; ci, którzy są głęboko przywiązani do Kościoła, nawet jeśli czasami drażni ich polityczne zaangażowanie duchownych i ci, którzy uznają, że świeckie państwo jest dla nich najwyższym priorytetem; my będziemy tu razem ze sobą żyli" - podkreślił Tusk. "Każdy ma prawo do marzeń o zwycięstwie: i w sporcie, w życiu, i w polityce, ale nikt nie powinien z tego pragnienia zwycięstwa czynić pragnienia unicestwienia przeciwnika lub oponenta" - podkreślił. "Od nas zależy temperatura sporu" "Tutaj w Polsce, i to jest takie przesłanie, jeśli mogę sobie na nie pozwolić, to od nas zależy, jak mówię 'od nas' to mówię konkretnie o dzisiejszych aktorach tej uroczystości (...) to w dużej mierze od nas zależy, czy temperatura sporu podniesie się jeszcze bardziej, czy opadnie do jakiegoś takiego akceptowalnego napięcia" - powiedział Tusk na gali po odebraniu nagrody Człowiek Roku "Gazety Wyborczej". "To w dużej mierze od nas zależy, czy odnajdziemy w sobie gotowość odgadywania emocji, tych wszystkich, którzy od nas się odwracają, bo będziemy dalej z nimi żyć w Polsce i Polskę budować" - dodał. Podkreślił, że "nie możemy myśleć o tym co się dzisiaj dzieje w Polsce w taki jednostronny sposób". "Najprościej jest zrzucić, a powodów jest dużo, całą odpowiedzialność na tych, z którymi jesteśmy w politycznym sporze czy konflikcie. Ale to jest zbyt łatwe, żeby było skuteczne" - powiedział Tusk. Zaznaczył, że "te wielkie dzieła polityczne, które zbudowały niepodległą i żyjącą w pokoju i bezpieczeństwie Polskę, to były bez wyjątku dzieła, które wykraczały poza tradycyjne konflikty, to były zawsze inicjatywy, pomysły, wola jednostek i milionów ludzi, aby przekraczać konflikt, aby umieć znajdywać wspólny język, wspólny interes, mimo niechęci, mimo wydawałoby się takich nieprzekraczalnych emocji". Tusk nawiązał także do kwestii pojednania z sąsiadami. Jak mówił, "nie mieści mu się w głowie, aby ktoś na serio widział jakikolwiek polski interes w tym, abyśmy nie budowali najlepszych możliwych relacji z naszymi sąsiadami, a szczególnie z tymi, z którymi historia była najtrudniejsza". "My tym bardziej musimy szukać pojednania z Ukraińcami, z Niemcami, ze wszystkimi sąsiadami i to pojednania głębokiego, które legło u podstaw UE, właśnie dlatego, że to jest takie trudne" - podkreślił Tusk. Jego zdaniem, jeśli nie wykonamy wysiłku na rzecz pojednania, to resentymenty i bagaż historyczny wywołają demony.