Wypowiedź opublikowano w sobotę na portalu wp.pl, jako zapowiedź całego wywiadu, który ma się pojawić w niedzielne popołudnie. Tusk został zapytany, czy jeżdżąc i widząc pełne sale, nie ma refleksji, że źle zrobił, nie zagospodarowując tej energii w wyborach prezydenckich. "Ja w Polsce budzę emocje pozytywne i negatywne, nie muszę tego jakoś uzasadniać, to dla mnie źródło wielkiej satysfakcji, bo człowiek który się zajmuje działalnością publiczną, musi budzić emocje i pozytywne i negatywne. Pytanie jest oczywiście zawsze o proporcje. Jak dzisiaj te proporcje wyglądają, nie wiem" - powiedział Tusk. Dodał, że podejrzewa, iż jego poglądy na świat i na Polskę "nie są jakoś unikatowe, czy ekstrawaganckie, ale chyba też nie są większościowe". "Ja nie mam jakby osobistego powodu, żeby budzić się i zasypiać z jedną myślą: chcę być prezydentem. Raz próbowałem. Byłem wiele lat premierem. Raz zrezygnowałem z kandydowania w roku 2010, chociaż bardzo wielu ludzi mnie namawiało" - wskazał. "Robiłem z reguły te rzeczy świadomie. I przegrywałem i wygrywałem, świadomy swojego celu. Włączyłem rozsądną i chłodną analizę. Skoro nie mam tego, że muszę, to stać mnie na to, by liczyć i oceniać. Nie tylko swoje szanse, ale to, co mogę zrobić najlepiej, co mogę zrobić gorzej" - dodał. Tusk stwierdził, że wydaje mu się, iż jest wyraźnie trudniejszym do zaakceptowania kandydatem przez większość Polaków bo "budzi emocje i spór, w sposób ostrzejszy niż większość tych, którzy się zgłosili do kandydowania". Dodał, że przez ostatnie lata obserwował to, co działo się w Polsce, myślał o swojej roli. "Wyjechałem z Polski ciałem, wszystkie emocje zostały tam. Zresztą moi przeciwnicy i oponenci nie dali mi zapomnieć ani na sekundę" - powiedział.