Zapowiedziała pozew do sądu przeciw Markowi Dochnalowi, który w poniedziałek w wieczornym programie "Teraz My" w TVN, mówił, że "pewne osoby" składały jego rodzinie propozycję pomocy w zamian za gratyfikację finansową. Pytany, o kogo chodzi wyjawił, że chodzi o dziennikarza. Poza anteną, w transmitowanej tylko w internecie części programu ujawnił, że chodzi o Dorotę Kanię, obecnie dziennikarkę "Wprost". - Pani Dorota Kania pożyczyła kilkaset tysięcy złotych od mojej rodziny, obiecując kontakty z politykami Prawa i Sprawiedliwości - mówił Dochnal. Dodał, że po przegranych przez PiS wyborach Kania zwróciła pieniądze. "Stanowczo oświadczam, że nigdy nie powoływałam się na wpływy u polityków i nigdy nikomu nic nikomu nie obiecywałam. W związku z kierowanymi pod moim adresem pomówieniami przeciwko Markowi Dochnalowi w najbliższych dniach skieruję sprawę do sądu" - napisała Kania w oświadczeniu. Wyjaśniła, że w drugiej połowie 2005 roku chciała kupić dom o bardzo skomplikowanej sytuacji prawnej, dlatego wynajęła biura obrotu nieruchomościami. Trafiła do biura ANEKS w Warszawie, którego właścicielką jest Barbara Pietrzyk. Wtedy nie wiedziała, że Pietrzyk jest teściową Marka Dochnala. W trakcie transakcji - napisała Kania - okazało się, że bank da jej jedynie połowę sumy, którą potrzebowała. Wtedy Pietrzyk sama zaoferowała, że pożyczy jej na rynkowych warunkach brakującą kwotę. Dzięki temu kupiła dom na początku 2006 r. Jesienią 2007 r. Pietrzyk na prośbę Kani pokwitowała jej całkowitą spłatę pożyczki. Kania w oświadczeniu podała też, że nie zna samego Marka Dochnala, nigdy się z nim nie kontaktowała i nie rozmawiała. Rozmawiała natomiast z jego żoną - Aleksandrą Dochnal na jej prośbę, gdy lobbysta był w areszcie. Kania była wtedy dziennikarką "Życia Warszawy". "Opowiadała mi o rzekomo nieuczciwych sędziach, prokuratorach i adwokatach, którzy prowadzili sprawę jej męża. Wymieniała też nazwiska dziennikarzy i świadków, którzy rzekomo mieli być opłacani przez nią lub jej męża" - zaznaczyła Kania.