"Drogówka była bezlitosna" - informuje "Do Rzeczy". Misiewicz stracił prawo jazdy na trzy miesiące, "zabulił pińcet i zarobił 10 punktów karnych" - czytamy w tygodniku."Przy trybie życia, jaki prowadzi, trzy miesiące spacerowania lepsze i tak jest od spacerniaka" - ironizują Piotr Gociek i Cezary Gmyz, autorzy rubryki, w której pojawiła się informacja.Bartłomiej Misiewicz był szefem gabinetu politycznego Antoniego Macierewicza i rzecznikiem prasowym MON. W 2016 r. został też powołany do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. W kwietniu 2017 r. został pełnomocnikiem PGZ ds. komunikacji. Dwa dni później umowa została rozwiązana ze skutkiem natychmiastowym. 13 kwietnia 2017 r., specjalnie zwołana w PiS komisja, stwierdziła, że Misiewicz nie ma kwalifikacji do pełnienia funkcji w spółkach skarbu państwa ani w administracji publicznej. Jarosław Kaczyński zawiesił go w prawach członka PiS, po czym Misiewicz sam zrezygnował z członkostwa w partii.