Życie rodziny toczyło się dotychczas tak, jak losy tysiąca innych rodzin. Praca, dom, przedszkole, urodziny, święta, mniejsze i większe problemy. Choroba Natalii zaczęła się niewinnie. Najpierw ból brzucha, potem gorączka i wymioty. Dziecko trafiło pod opiekę lekarzy, na izbie przyjęć jako przyczynę wskazano zapalenie wyrostka robaczkowego. Przy skierowaniu dziewczynki do szpitala, ostateczna diagnoza była jednak zupełnie inna - ganglioneuroblastoma nadnercza prawego, IV stopień zaawansowania klinicznego, złośliwy nowotwór dziecięcy, przerzuty do węzłów chłonnych i kośćca: guz przy lewym oczodole, kości klinowej i ciemieniowej. Dziewczynka natychmiast trafiła do Kliniki Onkologii Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Już następnego dnia rozpoczęła chemioterapię."Córeczka bardzo źle znosiła leczenie. Liczne infekcje, powikłania hematologiczne, zakażenie układu moczowego, anemizacja, małopłytkowość. Natalka kilkakrotnie wymagała przetaczania preparatów krwiopochodnych. Starałam się być silna, mimo że wszędzie wokół było czuć zapach śmierci. Widziałam ją w zrezygnowanych oczach dzieci i śmiertelnie przerażonych oczach rodziców" - pisze mama dziewczynki. "Mamusiu, dlaczego wypadają mi włoski?" - mama Natalii przypomina sobie moment, w którym strach o życie jej córki zwyciężył. Za siedmiolatką już długie miesiące leczenia, przeszczep komórek macierzystych, ponad rok spędzony poza domem. Teraz dziecko przebywa w domu, a w stolicy zjawia się z rodzicami na konsultacje i badania. Nie dlatego, że jej stan się poprawił. Jej ostatnia nadzieja to program immunoterapii. Nie jest on jednak w pełni refundowany. By rozpocząć terapię, rodzina musi uzbierać jeszcze ponad 360 tys. zł. "Nie mamy tyle pieniędzy i nawet jeśli wszystko sprzedamy, to będzie za mało. Błagamy o pomoc. Pomóżcie uratować nasze ukochane dziecko" - apelują rodzice Natalii.Aby pomóc siedmiolatce, <a href="https://www.siepomaga.pl/ocalic-natalke" target="_blank">wejdź na stronę Fundacji Siepomaga</a> i wesprzyj zbiórkę nawet najmniejszą kwotą. Ocal Natalkę.