Na kwietniowe uroczystości 70. rocznicy mordu katyńskiego poleciały osobne delegacje: premier 7 kwietnia, prezydent trzy dni później. Dlaczego wspólny wyjazd nie doszedł do skutku? Nowe światło na sprawę rzucają notatki sporządzone w lutym przez prezydenckiego ministra Mariusza Handzlika, który zginął pod Smoleńskiem. Ujawnił je portal wPolityce.pl. Notatki odkryto w sierpniu, gdy urzędnicy Kancelarii Prezydenta otworzyli sejf Handzlika. Jedna z nich dotyczy spotkania z 11 lutego z Andrzejem Kremerem, wiceszefem MSZ (także zginął 10 kwietnia). Kremer mówił wtedy o trzech możliwych scenariuszach. Pierwszy zakładał, że prezydent nie jedzie do Katynia. Obecni są tam premierzy Polski i Rosji. Prezydent bierze zaś udział w uroczystościach w Warszawie. Wariant drugi: tylko prezydent leci do Katynia. Trzeci: w uroczystościach w Katyniu biorą udział prezydent i premier. Ale Kremer zaznaczył, że "scenariusz ten ze względu na stanowisko strony rosyjskiej jest trudny do realizacji" (premier Rosji 3 lutego telefonicznie zaprosił na uroczystości katyńskie premiera Donalda Tuska). Inna notatka Handzlika dotyczy jego telefonicznej rozmowy z organizatorem katyńskich uroczystości 10 kwietnia Andrzejem Przewoźnikiem (również zginął w katastrofie), który podkreślił, że prezydent i premier muszą się porozumieć w tej sprawie. Jednak do tego nie doszło, co pokazuje inny dokument. 27 stycznia Handzlik wysłał do kilku ministrów pisma z informacją o planowanym udziale prezydenta w obchodach w Katyniu. Na kopii, jaką otrzymał minister Radosław Sikorski, jest adnotacja. Wynika z niej, że Sikorski prosi o projekt pisma rekomendującego prezydentowi udział w uroczystościach 9 maja w Moskwie. "Wszystko wskazuje na to, że prowadzący wojnę z prezydentem Donald Tusk uległ woli premiera Rosji. I nie zaproponował prezydentowi wspólnego wyjazdu do Katynia" - mówi "Rzeczpospolitej" poseł PiS Jarosław Zieliński. Co na te zarzuty odpowiada rzecznik rządu? "Premier Tusk został zaproszony przez premiera Rosji i z tego zaproszenia skorzystał. Nie widzę w tym nic nadzwyczajego" - zaznacza Paweł Graś.