"DGP" zwraca uwagę, że po przyjęciu przez PKW uchwały w sprawie nieodbytych wyborów 10 maja weszliśmy w przyspieszony, 60-dniowy kalendarz wyborczy. Jednak terminy, które narzuca kodeks wyborczy, są w tym przypadku takie same jak przy tradycyjnym głosowaniu, w którym kalendarz jest rozłożony na ponad 90 dni. Oznacza to, że jeśliby wybory miały odbyć się 28 czerwca - jak chce PiS, to właśnie mija termin zgłaszania kandydatów, a 10 dni temu minął termin zgłaszania komitetów. Wówczas nikt nie mógł tego jednak zrobić, bo marszałek Sejmu nadal nie zarządziła terminu wyborów. Zdaniem konstytucjonalisty prof. Ryszarda Piotrowskiego, terminy w kodeksie wyborczym są nienaruszalne. "Gdyby marszałek dziś, bez wejścia w życie procedowanej właśnie ustawy, zarządziła na 28 czerwca wybory, to złamałaby przepisy z kodeksu wyborczego" - mówi w rozmowie z "DGP" były przewodniczący PKW sędzia Wojciech Hermeliński."DGP" zwraca uwagę, że problem mógłby rozwiązać Senat, gdyby szybko przyjął zmiany w kodeksie wyborczym, bo przewidują one m.in. wyłączenie dotychczasowego kalendarza. Nic jednak nie wskazuje na to, żeby izbie wyższej się spieszyło (ma 30 dni na rozpatrzenie ustawy przysłanej przez Sejm).Więcej w "Dzienniku Gazecie Prawnej".