"Instytut Pamięci Narodowej odtajnił materiały związane ze sprawą o kryptonimie 'Dialog'. Chodzi o wydarzenia z 1990 r., czyli okres, w którym CIA nawiązywało pierwsze kontakty z polskim MSW i Urzędem Ochrony Państwa. W dokumentach są opisane kulisy współpracy Agencji z naszym wywiadem. Choćby takie, jak budowa na terenie Polski tzw. FBIS (Foreign Broadcast Information Service) - struktur do nasłuchu w tej części Europy czy działania na Bliskim Wschodzie. Akta 'Dialogu' zawierają też szczegółowe dane Polaków i Amerykanów (nazwiska, zdjęcia, ksera ich dokumentów)" - czytamy. "Klauzulę tajności dokumentów zmieniono na podstawie ustawy o IPN, która mówi m.in., że Instytut gromadzi, ewidencjonuje i udostępnia dokumenty organów bezpieczeństwa państwa wytworzone oraz zgromadzone od 22 lipca 1944 r. do 31 lipca 1990 r" - dodaje gazeta. Dziennik podaje, że informacja o publikacji IPN dotarła do USA. I - jak twierdzą rozmówcy "DGP" - nie wzbudziła tam entuzjazmu. "Złamano prostą zasadę: informacji wywiadowczych, o ile nie są związane z działalnością przestępczą, nigdy się oficjalnie nie ujawnia" - słyszymy. "W USA powstają filmy oparte na wydarzeniach, ale to hollywoodzkie inspiracje, nie działania instytucji państwowych" - mówi "DGP" Fred Hart, oficer, który został wywieziony z Iraku w 1990 r. przez polski wywiad w ramach tzw. operacji "Samum" (rozmowa z DGP to jego pierwsza publiczna wypowiedź na ten temat). Przypomina, że sam próbował napisać artykuł o "Samumie". Usłyszał od swoich przełożonych stanowcze "nie". Inna osoba z CIA, która była zaangażowana w operację, zbierała materiały do książki. "Agencja nie zgodziła się na jej publikację, a efekt pracy trafił do US Navy War College, amerykańskiej wojskowej instytucji naukowo-badawczej" - informuje gazeta. Odtajnione informacje Dziennik przytacza zapis ze spotkania delegacji CIA i Zarządu Wywiadu UOP z 29 czerwca 1990 r.: "Minister Krzysztof Kozłowski mówi, że 'oczekujemy konkretnych wyników we współpracy w zakresie zwalczania międzynarodowego terroryzmu. W świetle zobowiązań rządu polskiego związanych z transferem Żydów ze Związku Radzieckiego, mamy świadomość zagrożeń terrorystycznych'. W sprawie organizacji w Warszawie biura FBIS 'jesteśmy generalnie za', ale musimy brać pod uwagę 'ew. reakcję Związku Radzieckiego'. Kozłowski mówi dalej, że UOP koncentrować się będzie teraz głównie na rejonie Europy Wschodniej i Środkowej. Podkreśla, że 'istotny jest dla nas problem niemiecki (...). W tych sprawach wywiad może mieć wielki udział'" - czytamy. "Kolejnego dnia Paul Redmond omawia system szkolenia nowych oficerów CIA. Dokumenty odtajnione przez IPN opisują, gdzie, jak i kiedy. Są m.in. dwa tygodnie szkolenia ideologiczno-politycznego, cztery tygodnie praktyki w Zarządzie Operacyjnym (pisanie raportów na podstawie materiałów z rezydentur) i Zarządzie Informacji, cztery tygodnie kursu paramilitarnego. Dodatkowo, każdy kandydat przechodzi procedurę 'security clearance', która trwa 6-8 miesięcy, w tym obowiązkowo badanie na poligrafie (stali oficerowie CIA powtarzają badania co 5 lat)" - czytamy dalej. "Redmond dodał, że informację o zaprzestaniu prowadzenia przez wywiad RP działalności operacyjnej na terenie USA przekaże natychmiast Radzie Bezpieczeństwa Narodowego i FBI. Poprosił Polaków o ocenę sytuacji w ZSRR i republikach nadbałtyckich, bo 'CIA ma słabe rozpoznanie z uwagi na reżim kontrwywiadowczy w Związku Radzieckim'. W zamian zaoferował przekazanie materiałów na temat doświadczeń CIA z pracy operacyjnej w Moskwie oraz informacji o działalności KGB i GRU, ich organizacji i metodach działania. 'Strona amerykańska może również na nasze życzenie służyć informacją o pracownikach tych służb pracujących w Polsce' - czytamy w dokumentach, z których wynika, że CIA w zamian oczekiwało pomocy w zbieraniu informacji z Syrii, Libii, Iraku" - podaje gazeta. "Chwilę po zakończeniu rozmów wywiadów USA-Polska miały miejsce takie wydarzenia, jak wydostanie z Bagdadu dokumentacji mapy, która pomogła Amerykanom w precyzyjnym przeprowadzeniu operacji 'Pustynna burza'. Polacy ewakuowali także z Iraku sześciu amerykańskich oficerów" - informuje "DGP". Pierwsze reakcje "IPN nie zamazał nazwisk i detali. To szkoda dla relacji między służbami" - ocenia gen. Henryk Jasik. "Minęło 30 lat. W standardowym ujęciu archiwum to moment, kiedy się akta otwiera. Po to, by wiedza dotarła do społeczeństwa. Tak działają cywilizowane kraje" - mówi Władysław Bułhak z Biura Badań Historycznych IPN. "Ambasada Amerykańska w Warszawie przysłała jednozdaniowy komentarz: 'Nie komentujemy spraw związanych z wywiadem'. Pytanie skierowaliśmy do rzecznika ministra koordynatora służb specjalnych. Oto odpowiedź: 'Procedura (odtajnienia dokumentów) była prowadzona w poczuciu odpowiedzialności za bezpieczeństwo państwa. Przegląd akt tzw. zbioru zastrzeżonego był prowadzony skrupulatnie i rzeczowo, a także ze szczególną dbałością o zapewnienie bezpieczeństwa funkcjonariuszy służb naszych aktualnych sojuszników. Zgodnie z przepisami ustawy, służby nadzorowane przez Ministra Koordynatora Służb Specjalnych kierowały do IPN wnioski o anonimizację danych funkcjonariuszy służb specjalnych państw sojuszniczych, a także innych obiektów. Jednocześnie należy wskazać, że (...) ostateczna decyzja dotycząca odtajnienia lub nadania klauzuli tajności dokumentom należała do Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej'" - czytamy. "DGP" informuje, że redakcja zapytała oficjalne IPN o to, czy publikacja dokumentów była konsultowana ze stroną amerykańską. "Do zamknięcia tego numeru 'DGP' nie uzyskaliśmy odpowiedzi" - podaje.