Znalazł się on w spisie najtajniejszych obiektów przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy z końcowego okresu wojny. Ze spisu wiadomo tylko tyle, że był to bunkier w Schneidemühl, czyli w Pile. Była noc z 25 na 26 stycznia 1945 roku. Nieco wcześniej na dalekich przedpolach Festung Schneidemühl hitlerowska załoga twierdzy pilskiej odparła pierwsze ataki Armii Czerwonej. Dowództwo 1. Frontu Białoruskiego zamierzało zająć Piłę z marszu, ale dość dobrze ufortyfikowane miasto, bronione przez około 27 tys. żołnierzy i Volkssturmistów z pospolitego ruszenia, było dla Rosjan zbyt trudną przeszkodą. I właśnie wspomnianej nocy, gdy czołowe oddziały Armii Czerwonej znajdowały się kilkanaście kilometrów od centrum Schneidemühl, władze hitlerowskie wydały nakaz ewakuacji cywilnej ludności miasta. Jak niemal wszędzie na ziemiach III Rzeszy, była to decyzja spóźniona co najmniej o tydzień. Pod ogniem katiusz 26 stycznia 1945 roku w Danzigerplatz (obecnie plac Staszica) i przepełniony uciekinierami dworzec Schneidemühl Hauptbahnhof uderzyły pierwsze pociski artylerii radzieckiej. Przy potężnej kanonadzie rakietowych katiusz z Piły wyjechał ostatni pociąg ewakuacyjny z pensjonariuszami domu starców. Rozpoczynał się ostatni akt dramatu. Trwał prawie trzy tygodnie, znaczone zaciętą obroną, a nawet kontratakami Niemców z jednej strony oraz systematycznym burzeniem miasta przez artylerię i brawurowe ataki Rosjan z drugiej. Załoga Festung Schneidemühl nie miała żadnych szans. Gdy w nocy z 13 na 14 lutego część obrońców przebiła się z okrążonej twierdzy, rozgromienie pozostałych w mieście sił niemieckich było już tylko kwestią najbliższych godzin. Po 173 latach niemieckiej niewoli rodzinne miasto Stanisława Staszica do Polski wróciło jako "morze ruin". Dużo dałbym, i na pewno nie tylko ja, by cofnąć się w czasie i zobaczyć interesujący mnie fragment Piły z perspektywy drugiej połowy lutego 1945 roku. Chodzi o ówczesny wygląd pewnego żelbetowego obiektu przy Bergstrasse. To dzisiejsza ulica Chopina, gdzie mniej więcej w połowie jej długości, po wschodniej stronie, znajdują się ogródki działkowe, a po zachodniej kilkadziesiąt garaży, zbudowanych u podnóża wysokiej skarpy. Wprawne oko od razu zauważy, że część garaży różni się nieco od pozostałych. Te oznaczone numerami od 11. do 15. znajdują się w zaadaptowanym na te cele tajemniczym obiekcie z II wojny światowej. Bomby na Schneidemühl Podczas tej wojny Schneidemühl stała się ważnym ośrodkiem niemieckiego przemysłu zbrojeniowego. Liczące prawie 50 tys. mieszkańców miasto, stolica jednej z trzech rejencji w prowincji pomorskiej i ważny węzeł kolejowy w tej części Niemiec, długo omijały alianckie bombowce. Zapewne ta przesłanka, jak i fakt, że w ówczesnej Pile znajdowała się nieczynna od lat fabryka lotnicza "Albatros", sprawiły, iż tu właśnie w 1942 roku zlokalizowano zakład lotniczy firmy "Jansen". Zbudowano też nowoczesne na tamte czasy lotnisko. Na niemieckim planie Schneidemühl z 1936 roku na terenie Berliner-Vorstadt (Przedmieścia Berlińskiego) lotniska nie zaznaczono. Widać nań tylko schematyczne zabudowania "Albatrosa", gdzie w tym czasie przerabiano sprowadzane z Polski drewno. Wojenne (od 1942 roku) dzieje pilskiego przemysłu lotniczego czekają na swego historyka. W każdym razie wywiad aliancki - analizując tysiące wykonanych nad Rzeszą i terenami okupowanymi zdjęć lotniczych - wykrył nowe lotnisko i obiekty "Albatrosa". W Zielone Świątki 1944 roku Schneidemühl po raz pierwszy była celem bombardowania lotnictwa sprzymierzonych. Bomby spadły też na lotnisko wojskowe, ale oszczędziły zakłady lotnicze "Jansena". Latem 1944 roku w Berlinie musiały zapaść decyzje, których śladów szukaliśmy we współczesnej Pile. Produkcja samolotów miała w ówczesnych Niemczech bezwzględny priorytet, o czym świadczą choćby wspomnienia adiutanta Adolfa Hitlera, pułkownika Luftwaffe Nicolausa von Belowa. Zdaniem Führera, należało zrobić wszystko, by odbywała się ona bez większych przeszkód. Czy w tym celu w wojennej Schneidemühl zbudowano lub budowano podziemną fabrykę lotniczą? Pogłoski na ten temat krążą od wielu lat. Labirynt pod lotniskiem? "W latach 1956-57 służyłem w 51. pułku lotnictwa szturmowego jako mechanik samolotowy" - w połowie lat 90. minionego wieku wspominał Andrzej Waciał z Zielonej Góry. "Pod lotniskiem tego pułku była podczas wojny jakaś fabryka z mocno zabezpieczonymi wejściami. Nas, żołnierzy, ostrzegano, by nie zbliżać się do tych wejść, ponieważ Niemcy założyli przy nich miny świetlne. Nawet wykwalifikowany saper nie mógł się do tego zbliżyć. Wejścia były przy drodze do koszar pułku. Niektórzy żołnierze przebąkiwali, że była tam fabryka, zdemontowana przez Armię Radziecką w 1945 roku". Wspomniana przez Waciała droga do koszar to znana nam ulica Chopina. Ciekawe, że żołnierzy straszono minami, gdy tymczasem obiekt przy Chopina przygotowywano już wtedy na zapasowe stanowisko dowodzenia pilskiej jednostki lotniczej. Inni zaklinają się, że pod pilskim lotniskiem znajduje się labirynt tuneli. Mają być nawet ogromne hale, gdzie Niemcy montowali samoloty. W tych opowieściach mowa jest również o żołnierzach i kilkunastolatkach, którzy wkrótce po wojnie wchodzili do tych podziemi. I nigdy z nich już nie wyszli...