Komisja poruszyła w środę nowy wątek całej sprawy - działalność prywatnych detektywów, których rodzina wynajmowała, bo była niezadowolona z pracy policji i innych państwowych służb. Po latach ojciec Krzysztofa Włodzimierz Olewnik powiedział przed sejmową komisją śledczą, że wielu detektywów oferowało mu swe usługi, ale w ostatecznym rozrachunku okazało się, że większość z nich to naciągacze. - Detektyw Krzysztof Rutkowski oszukał mnie na milion złotych - oświadczył. Rutkowski jest wezwany przed komisję na czwartek. Marcin Popowski jest jednym z nielicznych detektywów, których prace pozytywnie ocenia rodzina Olewników. Swoją pracę - jak zeznał w środę Popowski - wykonywał za darmo; jak tłumaczył, sprawa ciekawiła go, dlatego że w tamtym czasie pisał doktorat. To on miał ustalić dla Olewników, że policja po ponad dwóch latach od porwania wciąż lansowała tezę, że Krzysztof Olewnik uprowadził się sam, będąc w konflikcie z ojcem oraz że pomagała mu w tym siostra - co okazało się nieprawdą. Również Popowski zwrócił uwagę Włodzimierzowi Olewnikowi na to, że śledzi go policja. Obecnie Popowski jest oskarżony o nakłanianie policjantów do około 30 przypadków ujawniania mu informacji ze śledztw, ale nie o członkostwo w zbrojnym gangu i handel narkotykami, o czym informowano pod koniec 2006 r., gdy detektywa zatrzymano i aresztowano na 9 i pół miesiąca. W środę Popowski zaprzeczył, by "wyciągał" informacje od policjanta z CBŚ Mirosława G., o co jest oskarżony. Według detektywa, on jedynie przekazywał G. swoje informacje. Więcej nie chciał o tym mówić w związku z czekającą go sprawą karną (akt oskarżenia jest w sądzie od 2007 r.). Popowski oświadczył, że przed laty był związany z warszawskimi strukturami SLD i stąd znał polityków tego ugrupowania - m.in. Ryszarda Kalisza czy Jerzego Dziewulskiego, który skontaktował go z rodziną Olewników. Zaprzeczył, by miał związki ze służbami specjalnymi. Przedstawił się jako detektyw od 1996 r. i analityk. - Dziś wiem, że moja wiedza przekazana Włodzimierzowi Olewnikowi może zaszkodzić wielu policjantom z Komendy Głównej Policji i z Biura Spraw Wewnętrznych KGP. Wiem też, że Włodzimierza Olewnika nakłaniano do obciążania mnie - mówił detektyw. Swoje aresztowanie ocenił jako "próbę zamknięcia mu ust". Nie wierzy on, by sprawa Olewnika - "z takimi ofiarami i takimi kosztami" - trwała do dziś, gdyby nie było w niej drugiego dna. - Ona do dziś nie jest do końca czysta, nie wszystko jest jasne - powiedział Popowski. Na wstępie swoich zeznań ocenił, że w policji ani w prokuraturze nikt nie ponosi odpowiedzialności za błędy i zaniedbania, jakich dopuszczono się w sprawie Olewnika. - Inicjatywę wielu uczciwych funkcjonariuszy organów ścigania krępują często interesy ich przełożonych. Nadzór pracy policji często jest fikcją, niekiedy także fikcją jest nadzór w prokuraturze - powiedział. Zgłaszał wiele pretensji pod adresem prowadzącego sprawę Olewnika funkcjonariusza CBŚ Grzegorza K., który według niego wszem i wobec opowiadał, że jest protegowanym polityków SLD Ryszarda Kalisza i Mieczysława Czerniawskiego. Według Popowskiego, jego rozmówcy z "branży" detektywistycznej i policyjnej wiele razy dziwili się, że "tak niekompetentny człowiek dostał tyle władzy". To K. miał forsować tezę o samouprowadzeniu Krzysztofa Olewnika. Według Popowskiego, policja ukrywała dowody w sprawie Olewnika. Gdy jednak szef komisji Marek Biernacki (PO) zapytał, czy ma na to dowody, detektyw odparł: "fizycznie nie". W jego zeznaniach pojawił się też wątek rosyjskiego agenta, radcy rosyjskiej ambasady, oraz padliny wprowadzanej na polski rynek mięsny, co miało się skończyć sankcjami Rosji na polskie mięso. O tym wszystkim Popowski miał się dowiedzieć z rozmowy z oficerem WSI (jego dane Popowski chce podać na tajnym posiedzeniu komisji). Według tych informacji agent miał za pośrednictwem polityka SLD Andrzeja Piłata (b. wiceministra infrastruktury) szukać dojścia do polskich służb sanitarnych, a jednocześnie - za pośrednictwem firmy masarskiej Włodzimierza Olewnika - miała zostać wprowadzona na rynek padlina (do czego nie doszło). - Weryfikował pan te informacje? - pytał Popowskiego wiceszef komisji Zbigniew Wassermann. - Nie weryfikowałem, bo sprawa była poważna - odpowiedział detektyw. Krzysztofa Olewnika porwano w październiku 2001 r., po towarzyskiej imprezie w jego domu z udziałem policjantów i ludzi z branży ochroniarskiej. Ofiara była więziona przez kilka lat - sprawcy nie uwolnili jej mimo zapłacenia im przez rodzinę ponad 300 tys. euro okupu. W śledztwie - szczególnie jego początkowej fazie, gdy Krzysztof jeszcze żył - popełniono liczne błędy. Bada je teraz sejmowa komisja oraz gdańska prokuratura, prowadząca śledztwo w sprawie nierozliczonych dotąd wątków zbrodni.