Renata Agamirjan miała sześć lat, gdy wraz z rodziną przyjechała wiosną 2012 roku z Polski do Holandii. Trafiła do ośrodka dla azylantów Baexem koło Roermond. Holenderski urząd imigracyjny zdecydował o jej deportacji do Polski, bo rodzina złożyła wcześniej wniosek o status uchodźcy w Polsce i nie powinna była opuszczać Polski aż do zakończenia procedury. Międzynarodowe prawo przewiduje deportację do miejsca, w którym starający się o azyl złożył dokumenty. Holandia miała więc teoretycznie prawo deportować rodzinę do Polski. Jednak działania holenderskiej administracji okazały się bezduszne. Mogło nawet dojść do złamania prawa. Będąc jeszcze w otwartym ośrodku dla uchodźców dziecko zaczęło bardzo chorować, a rodzice nie mogli doprosić się o lekarza. Renata miała wysoką gorączkę i krwawiła. Zaczęły pojawiać się guzy, miała też powiększone węzły chłonne i sińce pod oczami. W końcu rodzice na własną rękę skontaktowali się z prywatnym lekarzem. Ten nakazał natychmiastowe badania krwi i wysłał w tej sprawie maila do ośrodka. Dziwnym trafem nad ranem przewieziono rodzinę do zamkniętego ośrodka dla deportowanych. Tam rodzina ze słaniającą się dziewczynką spędziła 5 dni. Mimo ponawianych przez rodziców próśb, żaden lekarz nie zbadał dziecka. Dziewczynkę w ciężkim stanie rodzice wnieśli na rękach do samolotu. Bardzo źle zniosła podróż, krwawiła i wymiotowała. Prawdopodobnie żaden lekarz nigdy nie zgodziłby się na podróż samolotem w tak krytycznym stanie. Cudem przeżyła. Po wylądowaniu w Polsce lekarze stwierdzili u niej ostrą białaczkę. "To było wprost nieludzkie" Renata znajduje się teraz w szpitalu dziecięcym w Warszawie. Gruzińskiej rodzinie pomaga Stowarzyszenie Interwencji Prawnej. Rodzinę czeka jednak dosyć długa procedura, by otrzymać zgodę na pobyt tolerowany w Polsce. - Ze względów humanitarnych, ze względu na sytuację zdrowotną córki, rodzina ta ma szansę, by otrzymać pobyt w Polsce - uważa Katarzyna Słubik z SIP, która udziela pomocy prawnej rodzinie. Słubik jest przekonana, że w Holandii doszło co najmniej do poważnych zaniedbań. - To, co się stało było wprost nieludzkie - mówi dziennikarce RMF FM prawniczka. Stowarzyszenie poszukuje już adwokata w Holandii, który zaskarżyłby holenderskie władze w imieniu rodziny Agamirjan. Słubik nie wyklucza także pozwu do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Katarzyna Szymańska-Borginon