W ocenie Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa decyzja prokuratury "była przedwczesna" i "musiała być uchylona". Sąd zaznaczył, iż w sprawie, w ramach dochodzenia, prokuratura m.in. powinna zasięgnąć opinii biegłych - językoznawcy i "być może biegłego z zakresu nauk społecznych i politycznych". Dopiero po takiej analizie - według sądu - śledczy mogą dokonać ostatecznej oceny, czy spot zawiera w swej treści nawoływanie do nienawiści, i podjąć ostateczną decyzję w sprawie. "Choć ocena taka będzie zawsze w części subiektywna, dokonana przez pryzmat doświadczenia życiowego, wiedzy i wrażliwości oceniającego, to musi też polegać na odtworzeniu reakcji przeciętnego odbiorcy, do którego dany przekaz został skierowany, oraz intencji jego autora" - mówiła w uzasadnieniu wtorkowego postanowienia sędzia Katarzyna Balcerzak-Danilewicz. Jak dodała, ocena "musi uwzględniać także kontekst wyborczy". "Spot wyborczy partii politycznej z natury rzeczy ma zachęcać potencjalnych wyborców do powielenia poglądów na dane kwestie społeczne czy polityczne i nie może być uznany tylko za wyraz poglądów jego autora" - powiedziała sędzia. Zdaniem sądu ocenę działania przekazu spotu na odbiorców prokurator może dokonać np. "poprzez przeanalizowanie, jeśli zostały zamieszczone w internecie, komentarzy osób ów spot oglądających". Czego dotyczył spot? Spot Komitetu Wyborczego PiS był zaprezentowany podczas kampanii przed wyborami samorządowymi. W spocie pojawia się m.in. nagłówek: "Czy tak może wyglądać rok 2020?". Po tej informacji przedstawiony jest telewizyjny serwis informacyjny, w którym czytane są wiadomości brzmiące: "Mija rok od kiedy Platforma Obywatelska zlikwidowała urzędy wojewódzkie", "Samorządowcy Platformy Obywatelskiej szykują się do przyjęcia uchodźców", "Wbrew decyzji polskiego rządu, Grzegorz Schetyna zapowiedział przyjmowanie uchodźców", "W ramach przydziałów pojawiły się enklawy muzułmańskich uchodźców", "55. ofiara ataku", "Dziś mieszkańcy boją się wychodzić po zmroku na ulicę. Napady na tle seksualnym, akty agresji stały się codziennością mieszkańców". Wszczęto postępowanie W październiku ub.r. RPO wystąpił o wszczęcie z urzędu postępowania w kierunku ustalenia, czy spot nie miał na celu wzbudzenia wśród odbiorców nienawiści lub innych silnych negatywnych emocji wobec migrantów, uchodźców, osób pochodzenia arabskiego i wyznawców islamu, a tym samym, czy nie doszło do popełnienia przestępstwa publicznego nawoływania do nienawiści ze względu na pochodzenie narodowe, etniczne lub wyznanie. Warszawska prokuratura 17 listopada zeszłego roku odmówiła wszczęcia dochodzenia wobec braku znamion czynu zabronionego. "Kwestionowany spot wyrażał pogląd na kwestie napływu imigrantów do Polski. Nie stanowi próby przekonania kogokolwiek do określonego uczucia, w tym nienawiści. Nie jest bowiem przekonywaniem do nienawiści wyrażanie treści świadczących o tym, że autor posiada pogląd na dany temat lub też żywi określone emocje wobec określonej grupy osób. Treść i forma analizowanego przekazu nie podżega, nie wzywa, nie apeluje o żadne akty niechęci czy wrogości" - uzasadniała wówczas prokuratura. RPO złożył zażalenie Jak mówiła przez sądem o listopadowej decyzji prok. Aneta Urbanik-Urjasz, "spot można oceniać nagannie z punktu widzenia zasad współżycia społecznego, ale nie oznacza to jeszcze, iż podlega on penalizacji". Po decyzji odmawiającej dochodzenia m.in. RPO złożył zażalenie do sądu. Rzecznik wniósł, aby sąd uchylił odmowę i zwrócił sprawę prokuraturze do dalszego prowadzenia. Zdaniem rzecznika spot miał przedstawić społeczność migrantów w negatywnym świetle i zmierzał do wywołania u odbiorców lęku oraz niechęci wobec niej. Wtorkowe postanowienie sądu spotkało się z satysfakcją pełnomocników reprezentujących podmioty, które złożyły zażalenia. "Prokurator ma szereg możliwości, aby stwierdzić, czy mamy w tej sprawie do czynienia ze znamionami przestępstwa, czy też nie. Sąd wskazał to niezwykle celnie" - powiedziała dziennikarzom reprezentująca Stowarzyszenie Interwencji Prawnej mec. Emilia Barabasz. "To bardzo dobre orzeczenie, które zbliża nas do tego, jak powinniśmy definiować granice w ramach debaty publicznej" - powiedział z kolei Marcin Sośniak z Biura RPO. Zgodnie z art. 256 par. 1 Kodeksu karnego, "kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat dwóch".