Podzieleni w ocenie przedwyborczego starcia kandydatów PO są również politolodzy i eksperci. Debata była ostatnim bezpośrednim starciem obu kandydatów przed rozstrzygnięciem prawyborów w PO. Ich wyniki mają być oficjalnie ogłoszone 27 marca. Pojedynek zorganizowany w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego poprowadzili Sławomir Nowak i Joanna Mucha. W BUW-ie oprócz kandydatów i moderatorów, pojawili się też: żona Sikorskiego Anne Applebaum, rzecznik rządu Paweł Graś, szef klubu PO Grzegorz Schetyna, rzecznik klubu PO Andrzej Halicki i szefowa warszawskiej Platformy Małgorzata Kidawa-Błońska. W debacie Komorowski i Sikorski odpowiadali na pytania dotyczące m.in. uprawnień prezydenta, współpracy z rządem, polityki zagranicznej, in vitro oraz sporów o krzesło w Brukseli. Nie obyło się bez złośliwości - Sikorski zapewnił, że szefem jego kancelarii na pewno nie będzie Janusz Palikot. "A mojej Roman Giertych" - odciął się Komorowski. Na początku debaty obaj kandydaci przedstawili w ramach kilkuminutowych wypowiedzi swoje wizje prezydentury. Sikorski deklarował, że marzy o Polsce nie tylko bezpiecznej i zasobnej, ale także będącej współgospodarzem Europy. Powiedział, że chce być prezydentem, który jak najlepiej wykorzysta polską prezydencję w UE, wprowadzi Polskę do strefy euro i grupy G-20. - Polacy potrzebują prezydentury, która łączy, a nie dzieli - mówił z kolei Komorowski. Argumentował, że nie ma sensu - zrobiony przez Sikorskiego - podział prezydentury na eksportową i krajową. - Dla mnie pachnie to spółką handlową typu eksport-import, a nie dojrzałą wizją państwa. Nie chodzi o eksport-import, ale o prezydenturę odwagi, równowagi, dojrzałości i odpowiedzialności - podkreślił marszałek. Trzy trudne rundy Kandydaci odpowiadali na pytania, które wcześniej można było zgłaszać na stronie internetowej Platformy, w trzech rundach. Mówiąc o polityce zagranicznej marszałek Sejmu zapewnił, że nie będzie uczestniczył "w walce o krzesła" na szczytach unijnych. Zdaniem Komorowskiego, z MSZ trzeba uczynić głównego koordynatora polskiej polityki zagranicznej. Prezydent w relacjach z krajami, które mają ustrój prezydencki, a więc np. Ukrainą czy Białorusią, może być - wg niego - nieocenionym narzędziem skutecznego działania, a Polska powinna mieć odwagę wystąpienia w roli prekursora, forpoczty świata zachodniego w relacjach ze światem wschodnim. Sikorski powiedział, że - zgodnie z konstytucją - bycie najwyższym reprezentantem państwa polskiego, to pierwszy obowiązek prezydenta. Deklarował, że będzie chciał utrzymać lepsze relacje z krajami sąsiedzkimi. Mówiąc z uprawnieniach prezydenckich zadeklarował, że jego ambicją byłoby "nie wetować prawie nigdy" i nie jest zwolennikiem dawania prezydentowi możliwości ingerowania w prace parlamentu. Również Komorowski opowiedział się za ograniczeniem ryzyka stosowania weta "ponad umiar", w sposób nieuzasadniony, szkodliwy dla Polski. Marszałek pytany o pierwszą wizytę zagraniczną, którą złożyłby jako prezydent, powiedział, że wybrałby się do Brukseli albo do Wilna. Jego konkurent również postawiłby na stolicę UE; zapowiedział jednak, że do Wilna pojechałby, gdy tylko strona litewska wypełni obietnice zawarte w traktacie polsko-litewskim dotyczące m.in. polskiej pisowni nazwisk, zwrotu ziemi i innych kwestii, które "bolą naszych rodaków na Litwie". Sikorski i Komorowski zgodnie opowiedzieli się za zachowaniem ustawy, która przewiduje przeznaczanie 1,95 proc. PKB na obronność i za zmniejszeniem zatrudnienia w Kancelarii Prezydenta. Obaj poparli też stosowanie metody in vitro, różniła ich tylko sprawa jej finansowania; Sikorski uważa, że małżeństwo powinno zabieg finansować z własnej kieszeni, Komorowski - że w niektórych przypadkach powinien być on współfinansowany przez państwo.