W piątek, po przesłuchaniu wszystkich świadków, sąd ponownie oddał głos stronom postępowania. Zarówno obrona, oskarżony, jak i oskarżyciele potwierdzili swoje wcześniejsze wnioski. Mowy końcowe wszyscy wygłosili już w listopadzie ub.r. Tuż przed planowanym ogłoszeniem wyroku sąd wznowił jednak przewód sądowy, aby wyjaśnić kwestię komputerów znalezionych w warsztacie w Pawłowicach, który przed laty wynajmował P. Obrońca oskarżonego mec. Eugeniusz Krajcer w piątek po raz kolejny zaapelował o dokładniejsze zbadanie sprawy - uważa, że przeprowadzone w śledztwie opinie biegłych, m.in. z zakresu pożarnictwa są nierzetelne. Według niego przyjęli oni tylko jedną tezę - że doszło do podpalenia, a nie przypadkowego pożaru. Prok. Karina Spruś wniosła o nieuwzględnienie apelacji. Wyraziła nadzieję, że - podobnie jak oskarżenie - sąd uzna, że wina P. jest bezsporna i że dopuścił się on "tej ohydnej zbrodni". Sam Dariusz P. poprosił o uniewinnienie. "Dla mnie rodzina zawsze była najważniejsza. Kocham ich ciągle. Cierpliwie znoszę to wszystko, czekam na sprawiedliwość" - powiedział oskarżony. Do pożaru domu jednorodzinnego w Jastrzębiu doszło w maju 2013 r. Dariusz P. został zatrzymany i aresztowany w marcu 2014 r. Gliwicka prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna Wojciecha, który ocalał z pożaru. Nieprawomocny wyrok zapadł w grudniu 2016 r. przed rybnickim wydziałem Sądu Okręgowego w Gliwicach. Sąd nie miał wątpliwości, że Dariusz P. zabił najbliższych, chcąc uzyskać pieniądze z ubezpieczenia i uwolnić się od rodziny. Zgodnie z tamtym orzeczeniem, o warunkowe przedterminowe zwolnienie P. mógłby się ubiegać najwcześniej po 35 latach. Zdaniem obrony, ustalenia, które według prokuratury i sądu układają się w nierozerwalny łańcuch poszlak, wcale nie są takie pewne. Obrona kwestionuje m.in. opinie biegłych, według których w domu P. doszło do podpalenia, i analizy logowania telefonu komórkowego oskarżonego, a także sam motyw zbrodni. Adwokat domagał się powołania nowych biegłych w zakresie pożarnictwa. Zdaniem obrony, w domu doszło do przypadkowego pożaru, a P. w tym czasie montował meble w warsztacie w Pawłowicach. Oskarżony konsekwentnie nie przyznawał się do zabójstwa, choć potwierdził, że próbował skierować śledztwo na fałszywe tory - np. wysyłał sobie sms-y, z których miało wynikać, że dom podpalił ktoś inny.