W tym celu powstanie specjalna baza danych - gromadzone będą w niej informacje o każdym dziecku od narodzin do osiągnięcia pełnoletniości. System ma zagwarantować lepszą współpracę między pracownikami ośrodków pomocy społecznej, policją, lekarzami a szkołami i przedszkolami. Bo główny problem polega na tym, że instytucje te nie wymieniają się informacjami. - Dziś każda z tych instytucji pracuje osobno. Policja chodzi na interwencje do patologicznych rodzin, czasem sprawa trafia do sądu. Trudnymi rodzinami zajmuje się też pomoc społeczna - mówi autorka pomysłu wiceminister pracy Joanna Kluzik-Rostkowska. I dodaje: "A to nie pozwala stworzyć pełnego obrazu, co się dzieje w danej rodzinie". W efekcie dochodzi do takich dramatów jak samobójstwa nastolatków lub głośna sprawa martwych dzieci znalezionych w beczkach - pisze gazeta. Wiceminister zaznacza, że dużą wiedzę na temat konkretnych dzieci mają też lekarze rodzinni, przedszkolanki i nauczyciele. "Ale nawet gdy lekarz czy nauczyciel podejrzewa, że z dzieckiem dzieje się coś złego, że może jego rodzice są alkoholikami i się nim nie zajmują, często nie wie, jak ma zareagować. I w efekcie nie robi nic" - tłumaczy. Pomysł resortu jest taki: do elektronicznego systemu wprowadzane są dane wszystkich narodzonych dzieci. Dostęp do niego mają lekarze, nauczyciele, pracownicy ośrodków społecznych i policja. Każdy z nich dopisuje do elektronicznej bazy informację na temat dzieci. Np. jeśli lekarz rodzinny, podejrzewa, że dziecko, które leczy, jest bite przez rodziców, wpisuje taką informację do systemu. Podobnie powinien zareagować nauczyciel. Dane o dziecku trafiałyby do poszczególnych powiatowych centrów pomocy rodzinie. Centrala monitoringu mieściłaby się w Ministerstwie Pracy. Beata Wesołek, Resortowy koordynator projektu ds. ochrony dzieci zagrożonych przemocą w rodzinie, podkreśla, że zebrane o dzieciach informacje byłyby chronione. Lekarze i nauczyciele jedynie uzupełnialiby dane, nie mieliby jednak dostępu do informacji zapisanych wcześniej. Projekt monitoringu już istnieje. Na jego wprowadzenie potrzebne jest ok. 3 mln zł - podaje "Dziennik".