- Jako oficer zajmujący kierownicze stanowisko w strukturach Sztabu Generalnego WP nigdy nie pozwoliłbym sobie i nie pozwolę na wykorzystanie mojej pozycji dla osobistych korzyści, czy ochrony prywatnych interesów. Takie działania są całkowicie sprzeczne z kodeksem honorowym oficera - podkreślił wiceadmirał. Wiedza o tym, że jego syn jest wśród osób, które uczestniczyły w nakręcaniu filmu o "zabawie w egzekucję", zdjęcia z którego w lutym opublikował "Fakt", była powszechna w środowisku wojskowym od kilkunastu tygodni. Informacji na ten temat nie ukrywali ani wojskowi ze Sztabu, ani żandarmi. O sprawie pisał tygodnik "Polska Zbrojna". We wtorek artykuł na ten temat opublikowała "Rzeczpospolita", sugerując już w tytule, że "syn admirała wyhamował śledztwo". Wiceadmirał, który jak sam mówi "ubolewa nad faktem, że wśród osób w stosunku do których prowadzone jest dochodzenie, znajduje się jego syn", podkreśla, że o "jego winie bądź niewinności zadecydują niezawisłe organy sądownictwa wojskowego". Jak wynika z informacji uzyskanych w źródłach wojskowych, zarzuty w związku z "zabawą w egzekucję" w WSOWL we Wrocławiu mają zostać postawione w najbliższym czasie - być może już w przyszłym tygodniu - kilku osobom. Trudno wyrokować, czy będzie wśród nich syn wiceadmirała, wiele wskazuje jednak, że nie, bo - jak nieoficjalnie wiadomo - nie ma go na żadnym zdjęciu, na którym żołnierze bawią się bronią. Sprawa pozorowania egzekucji przez żołnierzy we Wrocławiu to nie jedyna tego typu zajście w ostatnim czasie. W ubiegłym tygodniu zarzuty usłyszeli żołnierze z Braniewa, którzy także "bawili się" w ten sposób.