Powiedział on, że badania potrwają kilka dni. Ponadto w sprawie zostanie powołany biegły, który ustali szczegóły odnośnie czasu, przyczyn i okoliczności śmierci odnalezionej osoby. Szeląg podał, iż zwłoki odnaleziono we wtorek w godzinach przedpołudniowych w warszawskim Wawrze niedaleko Wału Miedzeszyńskiego. Jak powiedział, dwóch mężczyzn odnalazło szczątki ludzkie przy których znajdowały się przedmioty osobiste. - Wśród nich był wyciąg z konta bankowego na nazwisko Stefana Z. Dane z wyciągu wskazują, że wielce prawdopodobne jest, iż jest to wyciąg z konta chorążego wywiadu wojskowego poszukiwanego od kwietnia ubiegłego roku - powiedział prokurator. Tajne śledztwo w sprawie Zielonki, ostatnio zawieszone w kwietniu z powodu "niemożności jego przesłuchania", teraz zostało podjęte. Prokuratura wojskowa poinformowała też, że wciąż na miejscu odnalezienia szczątków trwają czynności poszukiwawcze i działania śledczych. Prokurator zapewnił, iż po uzyskaniu jednoznacznych danych dotyczących identyfikacji zwłok, informacja o tym zostanie przekazana opinii publicznej. - W toku prowadzonego śledztwa zdarzyły się już sytuacje, w których odnajdywano zwłoki osoby, którą typowano jako zaginiony chorąży, jednak wyniki rozpoznawania były negatywne. Dlatego proszę o wstrzemięźliwość w formułowaniu wniosków i stawianiu hipotez - zastrzegł Szeląg. Miał problemy zdrowotne - Stefan Zielonka miał bardzo poważne kłopoty zdrowotne, ale nie poinformował o tym swych przełożonych - ujawnił reporterowi RMF FM szef sejmowej komisji do spraw służb specjalnych Konstanty Miodowicz. Jutro komisja zapozna się z informacjami dotyczącymi losów zaginionego szyfranta. Wczoraj wyłowiono z Wisły ciało mężczyzny, przy którym był dokument bankowy wystawiony na nazwisko poszukiwanego. - To, że wyłowiono ciało szyfranta Stefana Zielonki, to prawdopodobieństwo graniczące z pewnością. Nie znajdziemy go ani na Marsie, ani w Chinach - twierdzi Konstanty Miodowicz. Był tylko trybikiem - Nie wierzę w wywiadowczą koncepcję rozwiązania tajemnicy zniknięcia Zielonki - dodaje. - Próba uczynienia z niego tuza wywiadowczego mnie śmieszy i dziwi. On był ważnym, ale tylko i wyłącznie trybikiem w pracy wywiadowczej - zaznacza. Co więcej - jak dodaje Miodowicz - chorąży Zielonka miał bardzo poważne kłopoty zdrowotne. - Żałuję, że tajemnica lekarska przeważyła nad racją służby i Stefan Zielonka nie poinformował o tych problemach swoich przełożonych. On wykonywał zadania, które przerastały jego predyspozycje osobowościowe i psychiczne. Owszem on miał problemy ale nie natury wywiadowczej, a wynikające z jego kondycji psychicznej. A to według niego uprawdopodobnia wersję samobójczą - mówi Miodowicz. Jutro komisja zapozna się z informacjami dotyczącymi losów zaginionego szyfranta. - Poprosiłem przedstawicieli służby wywiadu wojskowego o to, by w ramach 10-minutowej, nadzwyczajnej informacji powiedzieli nam, jak się rzeczy mają - tłumaczył przewodniczący komisji. Zaginął rok temu Zielonka, 52-letni wojskowy szyfrant, pracownik Służby Wywiadu Wojskowego, zniknął w kwietniu 2009 r. Z domu na warszawskim Gocławiu wyszedł drugiego dnia świąt wielkanocnych. Jego zaginięcie zgłosiła żona. Służby informowały, że przyczyną zniknięcia były najprawdopodobniej problemy osobiste. W marcu br. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła szyfrantowi zarzut dezercji. W ubiegłym tygodniu naczelny francuskiego pisma "Intelligence Online" Philippe Vasset twierdził, że Zielonka "niemal na pewno" jest w Chinach, dokąd miał go wywieźć tamtejszy wywiad. Według mediów, najbardziej prawdopodobne są dwie wersje wydarzeń. Pierwsza zakłada, że szyfrant popełnił samobójstwo lub zginął przypadkowo. Według drugiej, od dawna współpracował z obcym wywiadem i został wywieziony z kraju. Szef MON Bogdan Klich mówił w 2009 r., że "coraz bardziej prawdopodobna jest hipoteza problemów osobistych szyfranta". "Zaginięcie nie wpływa ani na bezpieczeństwo Służby Wywiadu Wojskowego, ani tym bardziej bezpieczeństwo państwa" - zapewniał. Jacek Cichocki, który w kancelarii premiera odpowiada za służby specjalne, uznawał, że najbardziej prawdopodobną hipotezą zaginięcia szyfranta jest "czynnik osobisty". Szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego płk Janusz Nosek, pytany w grudniu 2009 r. o medialne doniesienia o ewentualnym przejęciu chorążego przez obce służby, mówił dziennikarzom, że zakładane są wszystkie warianty, także zdrada lub pozyskanie przez inne służby, ale - jak się wyraził - "prawdopodobieństwo takiego scenariusze jest mniejsze niż jeden promil". Według RMF FM, chorąży leczył się na depresję. Po likwidacji WSI dwa lata czekał na weryfikację. Złożył rezygnację, bo miał już prawa emerytalne, ale namówiono go na pozostanie w służbie. Zaginięciem szyfranta zajmowała się także sejmowa Komisja ds. Służb Specjalnych. W maju ubiegłego roku jej ówczesny szef Stanisław Rakoczy (PSL) mówił, iż w sprawie "badane są wszystkie wątki, ale większość faktów wskazuje, że nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa państwa".