Kolejni szefowie kontrwywiadu akceptowali działania wydziału, którym kierował funkcjonariusz z kilkunastoletnim doświadczeniem w SB. "Dziennik" dotarł do poufnego dokumentu, który może o tym świadczyć. Jego autorem jest , były szef . Adresatem pisma wysłanego we wrześniu 2006 r. jest gen. Maciej Hunia, który przez dekadę kierował walką ze szpiegami. "Polecam zaniechać z dniem dzisiejszym działań podejmowanych nie w trybie art. 27 ustawy o ABW. Od teraz procedury mają być w pełni zgodne z tym artykułem" - nakazał Święczkowski. Art. 27 ustawy o tajnych służbach mówi o kontroli operacyjnej, czyli o śledzeniu, podsłuchiwaniu oraz przeglądaniu korespondencji. Święczkowski musiał mieć więc informacje, że kontrwywiad łamie prawo. Gdy gazeta poszła tropem owego pisma, okazało się, że przez lata w UOP, a następnie w ABW działała komórka zajmująca się inwigilacją na potrzeby kontrwywiadu. Informatorzy "Dz" opisują ją jako uprawnioną do stosowania podsłuchów oraz inwigilowania podejrzanych poza procedurami, które obowiązują inne departamenty w ABW. Te, aby śledzić i podsłuchiwać, muszą uzyskać zgodę przełożonych, zaś samą inwigilację prowadzi departament zabezpieczenia technicznego. - Wydział VI to spadek po SB. Kontrwywiad przeszedł weryfikację prawie nietknięty. Szefem wydziału był oficer z kilkunastoletnim stażem w SB - tłumaczy oficer ABW. O wydziale VI wiedziało wąskie grono osób. Cieszył się specjalnymi prawami. Choć kontrwywiad zajmuje całe drugie piętro w gmachu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie, to "szóstka? miała siedzibę gdzie indziej. Oficjalnie jest to biuro administracyjno- gospodarcze agencji, departament zabezpieczenia technicznego i garaże. - "Szóstkarze" byli odseparowani od reszty funkcjonariuszy, wchodzili osobnym wejściem. Nie wiedzieliśmy, czym się zajmują. Kontrolowali ich szefowie kontrwywiadu - relacjonuje były oficer ABW. Sytuacja trwała aż do września 2006 r., czyli do przyjścia do ABW Bogdana Święczkowskiego, który nakazał rozwiązanie osławionego wydziału VI w kontrwywiadzie.