Z wnioskiem o zbadanie konstytucyjności odpowiednich przepisów prawa lotniczego z 2003 r. wystąpił do TK w 2007 r. I prezes Sądu Najwyższego prof. Lech Gardocki. Przedstawiciele Sejmu i MON bronią przed TK konstytucyjności przepisu pozwalającego na zestrzelenie porwanego samolotu pasażerskiego, który może być użyty do ataku terrorystycznego. O uznanie jego niekonstytucyjności wnoszą reprezentanci prokuratora generalnego i MSWiA. Przedstawiciel Sejmu Wojciech Szarama (PiS) porównał taką sytuację do istniejących od dawna w prawie instytucji obrony koniecznej lub stanu wyższej konieczności. Dodał, że osoby podejmujące tak trudny wybór muszą mieć pewność, że działają zgodnie z prawem i że nie będą odpowiadać karnie. Reprezentujący prokuratora generalnego Igor Dzialuk mówił, że uregulowania w takiej sprawie muszą być szczególnie wymagające, a liczba zestrzeleń samolotów cywilnych na świecie "wcale nie była znikoma". Adam Dymerski z MON podkreślał, że chodzi o akt samoobrony społeczeństwa przed bezprawnym atakiem. Zwrócił uwagę, że pasażerowie porwanego samolotu "i tak są poddani woli terrorystów". - Ci ludzie są skazani na śmierć przez sam fakt zawładnięcia statkiem. Ludzie na ziemi są tak samo bezbronni jak ci w powietrzu, ale wobec nich możemy jeszcze podjąć akcję ocalającą - powiedział. Marcin Wereszczyński z MSWiA powiedział z kolei, że resort podziela tezy I prezesa SN. Reprezentujący przed TK I prezesa SN Włodzimierz Wróbel zwrócił uwagę, że obrona konieczna pozwala na atak na agresora, ale nie na jego ofiarę, a w stanie wyższej konieczności można poświęcić tylko dobro niższe niż ratowane. Według niego, ratowanie większej liczby osób przy poświęceniu mniejszej liczby osób jest niedopuszczalne. - Stwierdzenie, że pasażerowie porwanego samolotu za chwilę zginą jest o tyle niezasadne, że nigdy nie wiemy co się dzieje w takim samolocie - podkreślił. Dodał, że nie kwestionuje zestrzelenia samolotu bezzałogowego lub takiego, w którym są tylko terroryści. Zdaniem wnioskodawcy, prof. Gardockiego, konstytucja nie upoważnia państwa do umyślnego pozbawienia życia pasażerów takiego samolotu - tylko dlatego, że może on być użyty np. do ataku terrorystycznego. "Nie można twierdzić, iż po to, by ratować życie np. kilku osób, można poświęcić jedną" - napisał Gardocki w swym wniosku. Zwraca uwagę, że naruszałoby to konstytucyjną ochronę życia ludzkiego. "Ci, którzy nie przyczynili się do stworzenia niebezpieczeństwa, są traktowani bez ich zgody i wiedzy. Państwo jednostronnie dysponuje ich życiem w sytuacji, gdy wymagają ochrony, jako ofiary nielegalnych działań" - podkreślił Gardocki. Dowodził on, że zakres swobody pozostawiony organom władzy, zwłaszcza szefowi MON, w podjęciu decyzji o spowodowaniu śmierci osób, jest sprzeczny z konstytucją. Zdaniem Gardockiego przepisy zezwalają na zniszczenie samolotu także wtedy, gdy nie ma pewności, że jest on używany do ataku terrorystycznego. I prezes SN zakwestionował też założenie, że zniszczenia samolotu dokonują jednostki wojskowe - gdyż zestrzelenie cywilnego statku, który nie naruszył granic, jest sprzeczne z konstytucyjnym zakresem działań sił zbrojnych. Sprawę bada pięcioosobowy skład TK pod przewodnictwem Andrzeja Rzeplińskiego; sprawozdawcą jest Teresa Liszcz. W składzie są też Adam Jamróz, Marek Kotlinowski i Ewa Łętowska. W lipcu 2004 r. uchwalono nowelizację ustawy o ochronie granicy, na mocy której samolot, który przekroczył granicę albo wykonuje lot w polskiej przestrzeni bez zezwolenia, może być wezwany do: opuszczenia przestrzeni Polski, zmiany kierunku lub wysokości lotu, lądowania na wskazanym lotnisku. Może być zmuszony przez polskie lotnictwo wojskowe do lądowania, ostrzeżony strzałami ostrzegawczymi, a w przypadku dalszego niestosowania się do wezwań - zniszczony. W styczniu 2005 r. weszło w życie rozporządzenie Rady Ministrów określające procedury w razie konieczności zestrzelenia samolotu, który został porwany przez terrorystów i może stanowić zagrożenie. Obecnie decyzję o tym, czy zmusić do lądowania albo zestrzelić samolot cywilny podejmuje szef MON, w przypadku maszyny wojskowej decyduje Dowódca Operacyjny Sił Zbrojnych. - Były już przeprowadzone ćwiczenia; brałem w nich udział i wiem, jak wygląda cała ta procedura. To jest na pewno jedna z najtrudniejszych decyzji, która byłaby do podjęcia, gdyby takie wydarzenie miało miejsce - mówił ówczesny szef MON Jerzy Szmajdziński. Podkreślił, że w "skrajnie krótkim czasie" odpowiednie służby muszą przeanalizować sytuację i upewnić się, że zamiar użycia maszyny jako środka terroru jest pewny.