W poniedziałek zarówno prokuratura, jak i Wyższy Urząd Górniczy zaprzeczali informacjom reportera RMF FM Romana Osicy. Dowiedział się on, że w trakcie akcji ratunkowej pracownik kopalni bez wiedzy prokuratora wykręcił czujnik metanu. Prokurator polecił natomiast policji, by zrewidowała i zabrała urządzenie osobom, wyjeżdżającym z kopalni. Funkcjonariusze policji oczekiwali na wyjazd ratownika z tym czujnikiem i tuż po wywiezieniu go z szybu został on zabezpieczony - potwierdza prokurator Marta Zawada-Dybek: Według nieoficjalnej relacji policjantów, mężczyzna, który wykręcił czujnik, powiedział, że robi to na polecenie Wyższego Urzędu Górniczego. Jak dowiedział się nasz reporter, decyzję podjął kierujący akcją ratunkową w porozumieniu z zespołem doradców, w którego skład wchodzi dyrektor urzędu górniczego w Katowicach Jerzy Kolasa. Dyrektor przyznaje, że prokurator nie wiedział o wymianie czujnika. Ja też nie powiadomiłem prokuratury, że ten czujnik wyjeżdża, jakoś to chyba umknęło. Natomiast nic tu nie było ukrywane - zapewnia. Według dyrektora, wymiana czujnika była konieczna, by prowadzić akcję ratunkową. Śledczy mają jednak wątpliwości - dlatego zbadają sprawę. Będziemy w toku tego śledztwa sprawdzać, czy ten czujnik rzeczywiście był niesprawny - mówi Zawada-Dybek. Śledztwo w sprawie katastrofy prowadzić będzie czterech prokuratorów. Zdecydował o tym szef katowickiej Prokuratury Okręgowej. By nie tracić czasu, świadkowie będą przesłuchiwani równocześnie przez inspektorów urzędu górniczego i prokuratorów. W tej chwili prokuratorzy dysponują głównie dokumentami i - tak jak specjaliści z urzędu górniczego - czekają, by przeprowadzić wizję lokalną na dole.