Konrad Piasecki: Trzy lata temu był pan w komitecie honorowym Platformy, niespełna rok temu w komitecie honorowym Bronisława Komorowskiego. Kiedy pan sobie przypomina te chwile, to czuje pan zawstydzenie? Artur Barciś: - Czasami tak. Chociaż na pewno nie przyłączę się do chóru Marcinów Mellerów i Tomaszów Karolaków. Tomasz Karolak mówi, że w środowisku artystycznym wyraźnie można wyczuć rozczarowanie działaniami Platformy. - Ale to rozczarowanie dotyczy każdej partii, która rządzi trzy lata. Zawsze się wydaje, że mogła zrobić więcej i pewnie mogła. Na tym polega polityka, że jak się jest u władzy, to cały czas trzeba iść na jakieś kompromisy. I te kompromisy zazwyczaj kończą się tak, że "zrobimy to, jak wygramy następne wybory". Jak pan patrzy na Platformę z tą pamięcią o komitetach honorowych, to co pana najbardziej denerwuje? - Najbardziej mnie denerwuje, że nie mam wyboru. To mnie najbardziej denerwuje. Ma pan PiS, PJN, SLD, PSL. - No niestety nie. Te wszystkie pozostałe partie niczego lepszego nie proponują. A niektóre proponują wręcz coś dużo, dużo gorszego, co zresztą przerabialiśmy jakiś czas temu. No ale to jest fatalna alternatywa. Głosować na kogoś, by nie głosować na kogoś innego. - I właśnie dlatego jestem rozczarowany, wkurzony i wściekły, że jako obywatel tego kraju jestem postawiony w takiej sytuacji. Nie chcę bronić Platformy, ale to i tak jest najlepszy rząd z tych, jaki mieliśmy przez ostatnie 10, a nawet więcej lat. Naprawdę nie denerwuje pana ten mały zapał reformatorski, ta mała chęć pójścia ostro do przodu? - Denerwuje mnie, tylko że PO chce dłużej utrzymać się u władzy. Jak nie zaczną robić wielkich reform, to tę władzę stracą. Czy widzi pan w Donaldzie Tusku kogoś, kto przez następne cztery lata będzie miał siłę, by kierować rządem? - Myślę, że tak. Nie widzi pan człowieka wypalonego, zniechęconego, nie mającego pomysłu na to, co dalej? - Chwilami widzę. Ale myślę, że to też wynika z pewnej ilości nieszczęść, które na niego spadły. To, co się działo w zeszłym roku, przechodzi ludzkie pojęcie. I Donald Tusk, jako premier rządu, musiał sobie z tym wszystkim poradzić. I myślę, że poradził sobie dobrze. Cały problem polega na tym, że rząd powinien wprowadzać reformy, patrzeć na młodych ludzi, których stracił niestety. Mój syn nie będzie na niego głosował nigdy w życiu. A na kogo będzie? - Tego nie mogę powiedzieć. Jeśli za 3-4 miesiące ktoś zadzwoni do pana i powie: zapraszamy znów do komitetu Platformy, powie pan "tak" czy "nie"? - To się znowu zastanowię. Wtedy też nie od razu powiedziałem "tak", podobnie jak w komitecie honorowym Bronisława Komorowskiego. Ja w ogóle nie chcę się włączać w politykę. Nie chcę być aktorem, który się opowiada po czyjejś stronie. Jestem obywatelem tego kraju i jeśli uważam, że istnieje niebezpieczeństwo, że może być gorzej, to się w to włączam, jeżeli mnie proszą. Ale dziś w ciemno pan nie mówi: daję Platformie kolejny kredyt zaufania? - Nie. PO musi - przynajmniej na finiszu - pokazać, że przez następne cztery lata zrobi coś więcej niż do tej pory.