Według gazety, wielokrotnie w każdym miesiącu z Polski do Czech wjeżdżają ciężarówki z ładunkiem deklarowanym jako odpady do recyklingu. W rzeczywistości są to odpady, które powinny trafić na specjalne składowiska lub do specjalnych spalarni. Czeska policja ostrzega, że polska mafia śmieciowa wciąż poszukuje w Czechach kolejnych opuszczonych hal produkcyjnych na własne "składowiska", a ewentualni wynajmujący muszą się liczyć raczej ze stratami niż z zyskiem. "Mlada Fronta Dnes" rozmawiała z Jaroslavem B. z powiatu frydecko-misteckiego w kraju (województwie) morawskośląskim, który wynajął polskiej firmie zdewastowaną halę bez prądu i wody za 35 tys. koron (5800 złotych) miesięcznie, podczas gdy od zwykłego kontrahenta mógłby uzyskać tylko jedną trzecią tej sumy. Wszystko to musiał jednak wydać na utylizację starych opon, które po trzech miesiącach znalazł w hali. Po odliczeniu wydatków na transport śmieci i wynajęcie obiektu składowego zysk organizatorów wynosi 6 tys. koron (tysiąc złotych) na każdej tonie odpadów. Tymczasem koszt utylizacji jednej tony to w Polsce i Czechach 13 tys. koron (2200 złotych), a w państwach zachodnich trzy razy więcej. W ubiegłym roku przywieziono do Polski z zagranicy około 700 tys. ton odpadów. Ich importerzy korzystają z prostego sposobu pozbywania się kłopotów ze śmieciami - w imieniu specjalnie utworzonej własnej firmy-przykrywki wynajmują w Czechach halę, przez kilka miesięcy płacą za nią czynsz choć jest pusta, by wreszcie w ciągu kilku dni zapełnić ją odpadami. Skomunikowanie się z firmą, by zabrała śmieci lub zapłaciła za ich utylizację, jest praktycznie niemożliwe. Władze miejskie Frydku-Mistku raczej nie wyegzekwują od polskiej firmy milionów koron, jakie muszą wydać na zneutralizowanie dwustu palet z beczkami z łącznie około pół milionem litrów chemikaliów z lakierni. Ładunek ten pozostawiono w zrujnowanej hali w podległej miastu gminie Stare Miesto. "Mlada Fronta Dnes" ustaliła, że wwiezione w ostatnich miesiącach do Czech odpady stanowią prawdopodobnie tylko niewielką część tego, co polska mafia śmieciowa sprowadziła do własnego kraju. Opony pochodzą z Włoch i z Wielkiej Brytanii, a chemikalia z Niemiec. Około tysiąca opon samochodowych i traktorowych oraz kilkaset impregnowanych siarczanem cynku lub miedzi drewnianych podkładów kolejowych znalazł na swej wynajętej cztery miesiące wcześniej i liczącej niecałe 2 tys. metrów kwadratowych posesji Lubomir Batelka z miejscowości Mieszice koło Pragi. Utylizacja tych odpadów będzie kosztować co najmniej 750 tys. koron (125 tys. złotych). "Tyle pieniędzy nie mam, nie wiem, co dalej z tym będzie" - powiedział Batelka gazecie. Jego sąsiedzi zeznali prowadzącej dochodzenie policji, że w ubiegłych tygodniach na posesję często przyjeżdżały samochody ciężarowe z kontenerami.