Żeby zapobiec wewnątrzpartyjnym wojnom o miejsca na wyborczych listach, PiS, Samoobrona i LPR dogadały się w sprawie zmiany ordynacji do Parlamentu Europejskiego - ustalił "Wprost". - Poparcie dla tej ordynacji będzie prawdopodobnie zagwarantowane w aneksie do umowy koalicyjnej - potwierdza nasze ustalenia Krzysztof Filipek, reprezentant Samoobrony w Kancelarii Premiera. - Pomysł jest PiS-owski, ale zarówno my, jak i LPR go popieramy - dodaje w rozmowie z "Wprost" wicepremier Andrzej Lepper. W myśl tego projektu, Polska ma być jednym wielkim okręgiem wyborczym. Oznacza to, że mieszkańcy Rzeszowa i Szczecina będą głosować na tę samą listę. Kolejność osób na liście będą ustalać partyjne centrale. Koalicjanci chcą pójść jeszcze dalej - rozważają umieszczenie w nowej ordynacji przepisu, w myśl którego będziemy głosować nie na osobę, ale na partię. De facto od decyzji partyjnych liderów będzie więc zależało, kto zdobędzie mandat. Takie ręczne sterowanie listami może okazać się jednak konieczne, bo wielu obecnych posłów już dziś ostrzy sobie zęby na brukselskie zarobki. A walczyć faktycznie jest o co. Europosłowie będą bowiem co miesiąc otrzymywać 42 tys. zł (z dietami), podczas gdy ich partyjni koledzy w Sejmie nadal będą zarabiać "marne" 12 tys. zł. To ponadpartyjne parcie na Brukselę i Strasburg potwierdza eurodeputowany Samoobrony Ryszard Czarnecki: "Słyszałem o bardzo wielu politykach wszystkich opcji, którzy za dwa lata będą chcieli zamienić Wiejską na Parlament Europejski". O kogo chodzi? - Na urodzinach Leppera słyszałem, że do Parlamentu Europejskiego wybiera się cała wierchuszka Samoobrony z Januszem Maksymiukiem i Krzysztofem Filipkiem na czele - mówi informator "Wprost" z Samoobrony. Oficjalnie jednak żaden z nich nie chce się do tego przyznać. - Gdybym znał język, może i bym się odważył. Ale tak to raczej nie będę się wygłupiał - mówi "Wprost" Maksymiuk. Bruksela kusi też polityków PiS. Rozmówcy "Wprost" twierdzą, że o karierze europosła myślą m.in. świeżo upieczony wiceprezes partii i szef komisji spraw zagranicznych Paweł Zalewski, przewodniczący komisji ds. UE Karol Karski i wiceminister edukacji Sławomir Kłosowski. - Faktycznie o tym myślałem, ale jeszcze za wcześnie, by podejmować jakiekolwiek decyzje. Tym bardziej że Parlament Europejski to bardzo specyficzne miejsce. Obawiam się, że eurodeputowani mają taki wpływ na to, co się dzieje w ich kraju, jak radni dzielnicy w Warszawie -- żartuje Karski. Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 25 czerwca.