Zdaniem Czarneckiego, w konsekwencji tego w Prezydium Konwentu, kiedy ważyły się losy konstytucji europejskiej, nie było przedstawiciela Polski. Czarnecki powiedział w środę rano w radiowej Trójce, że Brok, bardzo wpływowy polityk europejski, ówczesny szef Komisji Spraw Zagranicznych PE, użył "działa lustracyjnego", aby zablokować udział Polaka w Prezydium Konwentu, kiedy się decydowały zapisy konstytucji europejskiej, m.in. system głosowania w Radzie UE. Przegłosowano wówczas niekorzystne dla Polski zapisy o podwójnej większości, o których zmianę teraz zabiega Warszawa. Jak przypomniał eurodeputowany, Konwent Europejski liczył ponad 200 osób, ale tak naprawdę konstytucję przygotowywało jego Prezydium. - Od początku było wiadomo, że w Prezydium jest jedno miejsce dla tzw. nowej Unii, czyli krajów stowarzyszonych, które miały przystąpić do Unii. I zakładało się powszechnie, zarówno polska strona, jak i nasi partnerzy, że będzie to miejsce dla Polski - powiedział Czarnecki. Jak dodał, wówczas było z Polski trzech członków Konwentu: minister Danuta Huebner z ramienia rządu, Józef Oleksy jako przedstawiciel Sejmu, a z Senatu opozycyjny senator Edmund Wittbrodt. Wittbrodt nie zgadza się z wersją Czarneckiego. - Oleksy nie był szantażowany przez Broka. Brok powiedział, że największy klub parlamentarny EPP (Europejska Partia Ludowa) nie poprze kandydatury Oleksego, więc nie ma co liczyć na to, żeby wszedł do prezydium - powiedział Wittbrodt. Powodem odmowy poparcia były - powiedział - informacje podawane przez polskie media o tym, że Oleksy współpracował z wywiadem wojskowym. Wittbrodt przypomina sobie rozrzucone w Parlamencie Europejskim ulotki z taką informacją. - Gra się toczyła ze strony niemieckiej, żeby utrącić przedstawiciela Polski i żeby łatwiej było uzyskać korzystne zapisy konstytucyjne, zwłaszcza gdy chodzi o system głosów ważonych w Radzie UE, korzystne nie tylko dla Niemiec, ale także dla największej czwórki - powiedział Czarnecki. Na pytanie, czy "utrącono" Oleksego jako kandydata na członka Prezydium odparł, że tak. Jak dodał, wytworzono wówczas taką "specjalną atmosferę", która temu służyła. Jak mówił, m.in. rozrzucano ulotki w języku angielskim o lustracyjnej przeszłości Oleksego. Według Czarneckiego, Brok miał wówczas powiedzieć Oleksemu, że "będzie konsekwentnie niszczony, jeżeli będzie kandydował do Prezydium". - I w końcu Oleksy uległ - mówił Czarnecki. Jego zdaniem, w wyniku tego jako reprezentant krajów stowarzyszonych został wybrany polityk Słowenii, przedstawiciel chadecji Lojze Peterle. Wittbrodt pytany, dlaczego ostatecznie do Prezydium Konwentu nie wszedł Polak, powiedział, że takiej propozycji ze strony polskiej nie było. - Gdyby była, to wtedy miałbym szansę, ale nie padła - powiedział. Na czele Prezydium stał wówczas były prezydent Francji Valery Giscard d'Estaing, a zastępcami byli b. premierzy Włoch i Belgii, Gulio Amato oraz Jean - Luc Deheane. Jak dodał Czarnecki, ta sprawa jest znana, a on ma dwa niezależne źródła. Zwrócił też uwagę, że Oleksy nie zaprzecza temu wyraźnie w wystąpieniach publicznych. Z kolei Jan Rokita (PO) w środowych "Sygnałach Dnia" powiedział, że "zna dobrze Broka i nie wydaje mu się, żeby politycy niemieccy tej klasy mogli stosować tego typu metody wobec polityków polskich". - Wydaje się więc, że jest to historia mało prawdopodobna, chociaż jest zdumiewające, iż Oleksy w rozmowie z "Dziennikiem" nie zaprzecza temu - mówił Rokita. Oleksy powiedział środowemu "Dziennikowi", że zrezygnował z miejsca w Prezydium, ale już sam nie wie, dlaczego. - Jest prawdą, że zrezygnowałem z miejsca w prezydium, ale sam już nie pamiętam dokładnie, dlaczego. Ktoś mnie tu z kraju naciskał, zabiegał o to bardzo ambicjonalnie premier Słowenii. Potem ktoś rozpuścił taką wersję... Wie pan, nie chcę spekulować, dlatego że mogę coś pokręcić - mówi Oleksy. O sprawie napisał w swoim blogu Czarnecki. - Dopiero teraz wychodzą na światło dzienne sensacyjne fakty, odsłaniające kulisy manipulowania przy Konstytucji Europejskiej przez Niemców. Chodzi o szantaż, jaki wobec b. znanego polskiego polityka zastosował czołowy niemiecki polityk - pisze Czarnecki. Jak czytamy: "Brok miał wytoczyć "działo lustracyjne" grożąc polskiemu politykowi, iż rozpętana zostanie medialna burza w "starej Unii", że osoba związana z komunistycznymi służbami specjalnymi osiąga funkcję decydującą o kształcie przyszłej Europy". "To +zmiękczyło+ go i wystawiło na żer Brokowi. Brok, będący szefem EPP-ED czyli chadeków i konserwatystów w Konwencie, mający duży autorytet, nazywany wręcz panem Konwentem, osiągnął swoje. Zaszantażowany Oleksy cichaczem się wycofał, a na jego miejsce wszedł partyjny kolega (w sensie partii europejskich) Niemca - Peterle" - pisze Czarnecki. Jak konkluduje Czarnecki, przez to Polska straciła stanowisko, z którego mogła zablokować niekorzystną dla nas zasadę "podwójnej większości". "A nieobecni nie mają racji - prezydium Konwentu, pod nieobecność przedstawiciela naszego kraju - mogło robić, co chciało dla zagwarantowania uprzywilejowanej pozycji dla 4 największych krajów, w tym ojczyzny Elmara Broka" - pisze Czarnecki. Jak napisał "Dziennik", Brok stanowczo zaprzecza informacjom europosła. "Pan Czarnecki plecie głupstwa! Nigdy nie szantażowałem Oleksego" - zapewnia.(