W ocenie Ryszarda Czarneckiego osłabianie Unii Europejskiej miało miejsce już za kadencji Baracka Obamy, który "ją lekceważył i przeniósł punkt ciężkości swojej polityki na Rosję". "Prezydent Trump reaguje pięknym za nadobne. Cały establishment unijny i wszyscy przywódcy krajów członkowskich Unii śpiewali w chórze pani Clinton. Do wyjątków należał Victor Orban. Rządzący w Polsce zachowali w tej kwestii zdroworozsądkowość" - precyzuje w rozmowie z Jackiem Nizinkiewiczem wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego. Według Czarneckiego, Donald Trump wskazując, że UE się rozpadnie, dokonuje oceny rzeczywistości. "Nie uważam, żeby UE była Titanikiem. Jest okrętem, w którym woda przecieka, ale cały czas ma szansę płynąć. Jest w Polskim interesie, żeby płynął" - dodaje. Czarnecki dopytywany, czy nie boi się, że Donald Trump przehandluje z Putinem interesy Polski, przekonuje, że taki kurs obrał Barack Obama, a jego następca raczej nie pójdzie jego śladem. "Rolą Polski, krajów naszego regionu oraz przedstawicieli państw zachodniej Europy jest przekonywanie strony amerykańskiej, że jeżeli USA chcą utrzymać status mocarstwa globalnego, lidera świata, to nie kosztem ustępstw wobec polityki rosyjskiej" - precyzuje w rozmowie z"Rzeczpospolitą". Wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego mimo deklaracji Donalda Trumpa, jakie padły w kampanii, z nadzieją patrzy w przyszłość. "Każdy amerykański prezydent po objęciu prezydentury, nawet Ronald Regan, wygłaszał strzeliste apele o poprawie relacji z Moskwą, po czym w praktyka wyglądała inaczej. Mam nadzieję, że Trump wpisze się w tę tradycję" - podsumowuje. Więcej w "Rzeczpospolitej".