W wyborach prezydenckich najwięcej zamieszania w drugim szeregu mieli wywołać Andrzej Olechowski i Marek Jurek. Ten pierwszy wrócił na scenę, przypominając, że jest jednym z założycieli Platformy i krytykując Donalda Tuska za zdradę liberalnych ideałów. Olechowskiego typowano nawet na trzecią siłę wyborów i poważną alternatywę dla kandydata PO. Marek Jurek, przywódca Prawicy Rzeczypospolitej, miał być największym konkurentem Jarosława Kaczyńskiego w walce o elektorat konserwatywny. Prezes PiS mógł ponieść przez niego poważne straty. Jednak kampania wyborcza pokazała, że prawda jest inna. Trzecią siłą w wyścigu po prezydenturę okazał się mało barwny dotąd kandydat SLD Grzegorz Napieralski, a na prawicy najwięcej zyskał nie Marek Jurek, lecz Janusz Korwin-Mikke. Natomiast Andrzej Olechowski dziś nie liczy się w sondażach, a Marek Jurek z trudem osiąga 2 - 3 proc. Skąd ta zmiana? "Dobry wynik to efekt pracowitości naszego kandydata. Napieralski tworzy nową lewicę, bliską ludziom pracy, ale już socjalną w europejskim stylu" - mówi "Rzeczpospolitej" Tomasz Kalita, rzecznik sztabu Napieralskiego. W ciągu niespełna dwóch miesięcy Napieralski odwiedził ponad pięćdziesiąt miast. Był widoczny w Internecie: na portalach społecznościowych, komunikatorach, na YouTube. Zdaniem ekspertów udało mu się pozyskać część elektoratu Bronisława Komorowskiego. Wyborców PO chce też odbić Janusz Korwin-Mikke. Dawny prezes Unii Polityki Realnej startuje w wyborach prezydenckich czwarty raz. Jeśli sondaże przełożą się na rezultat wyborów, będzie to najlepszy dotąd wynik JKM. W kampanii skupił się głównie na krytykowaniu rządzącej PO. "Nawet 10 proc. elektoratu Platformy byłoby gotowe poprzeć go w wyborach prezydenckich" - przekonuje Maciej Adamski, rzecznik sztabu JKM.