W środę "Puls Biznesu" poinformował, że w pierwszym półroczu 2014 roku urodziło się w Polsce 186,9 tys. dzieci, czyli o 5,5 tys. więcej niż w analogicznym okresie 2013 roku. Według gazety, wynik ten napawa optymizmem nie tylko z czysto matematycznego powodu, ale także faktu, że wzrost odnotowano właśnie teraz, gdy spada liczba kobiet w wieku rozrodczym. Skąd ten pozytywny zwrot w demografii? Zdaniem "Pulsu Biznesu", to "najprawdopodobniej skutek wydłużenia do roku urlopu rodzicielskiego". W podobnym tonie w czerwcu o danych demograficznych pisała "Rzeczpospolita". Informując o tym, że w pierwszym kwartale 2014 roku urodziło się o 1,2 tys. dzieci więcej niż w tym samym czasie w 2013 roku, przekonywano, że to zasługa "fenomenu urlopu Tuska". Czy wzrost liczby dzieci o 5,5 tysiąca faktycznie daje nam podstawy do stwierdzenia, że mamy do czynienia z "demograficznym cudem nad Wisłą"? - Więcej dzieci to oczywiście pomyślna wiadomość, ale pamiętajmy, że w porównaniu z prawie 200 tysiącami, bo tyle mniej więcej dzieci rodzi się w Polsce w ciągu pół roku, to wartość w granicach błędu statystycznego - podkreśla Okólski i tłumaczy: - Polska jest obecnie na dnie, ponieważ trudno inaczej określić sytuację, gdy na jedną Polkę w wieku rozrodczym przypada zalewie 1,3 dziecka. Jest tak źle, że możemy się spodziewać tylko dwóch scenariuszy: wskaźnik dzietności może oscylować wobec obecnego poziomu, albo zacząć się poprawiać. Różnica w liczbie dzieci między pierwszymi kwartałami 2013 i 2014 roku to za mało, by móc mówić o drugiej opcji. Przede wszystkim za wcześnie jest, by wyciągnąć wniosek o odwróceniu tendencji, którą notujemy w Polsce od 1984 roku. Dane z kwartału, półrocza, czy nawet roku nie wystarczą. Demograf zauważa też, że wzrost można tłumaczyć na wiele sposób. - Np. w Polsce większość rodzących się dzieci to pierworodni w świeżo zawartych małżeństwach. Może w 2013 roku mieliśmy wysyp ślubów, które teraz owocują? - pyta. Więcej dzieci może być też efektem dużej płodności Polaków, ale za granicą. Z opublikowanych w lutym wyników badań wynika, że wskaźnik dzietności statystycznych Polek mieszkających w Anglii i Walii wynosi 2,13, czyli o 0,8 więcej niż w kraju. Część z urodzonych na Wyspach dzieci może trafić do polskich statystyk, ponieważ częsta jest praktyka, gdy rodzice przebywający na emigracji meldują potomków pod własnym, polskim adresem. Okólski rozprawia się też z tezą, że "cud nad Wisłą" to efekt "urlopu Tuska". - Nigdzie na świecie nie udowodniono bezpośredniego wpływu tego czynnika na skłonność do posiadania dzieci. Rok urlopu kreuje dobry klimat, ale nie wywołuje natychmiastowych reakcji - podkreśla. - Podczas podejmowania decyzji o prokreacji bardzo duże znaczenie ma klimat społeczny, czyli czy osoby posiadające dzieci są preferowane od tych, które ich nie mają. Roczny urlop rodzicielski to krok właśnie w tym kierunku. To wyciągnięcie ręki do rodziców - ocenia demograf.