Kiedy przed siedemdziesięciu laty, pomiędzy kwietniem i majem 1940 roku sowieckie NKWD strzałami w tył głowy rozstrzeliwało polskich oficerów, inteligencję i duchowieństwo w Katyniu, Charkowie, Twerze, Kijowie, Mińsku i innych, po części nieznanych jeszcze miejscach, świat miał się nigdy o tym nie dowiedzieć. Dowiedział się jednak już trzy lata później. Niestety, od momentu kiedy to hitlerowskie Niemcy ogłosiły odkrycie zbiorowych mogił polskich oficerów, przez długie lata prawda o tym tragicznym dla Polski wydarzeniu była przez lata stopniowo, regularnie i systematycznie zakłamywana. Władze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, faktyczny wasal ZSRR czyniły to świadomie z niesłychaną starannością. "Starszy brat" zakazał podejmowania tego tematu, a jeśli już, to mówiono o "zbrodni hitlerowców w Katyniu". Takie sformułowanie widniało zarówno w podręcznikach szkolnych do historii, jak i w oficjalnym przekazie. Zakłamywana była cała niewygodna dla komunistycznego reżimu historia. Jednak polska opozycja, działająca w porozumieniu ze środowiskiem skupionym wokół rządu londyńskiego stale, niezmiennie dawała świadectwo prawdzie. To, co wydarzyło się w 1970 roku w Gdańsku, w 1976 roku w Radomiu, a także wydarzenia 1980 i 1981 roku, nawet kiedy generał Wojciech Jaruzelski wprowadzał 13 grudnia 1981roku w Polsce Stan Wojenny dawały ludziom nadzieję, skupiając tych, dla których wolna i lepsza Polska jest najważniejszym dobrem. Osobą symbolizującą na całym świecie walkę o wolną Polskę jest bez wątpienia Lech Wałęsa. Jednak za tym byłym elektrykiem Stoczni Gdańskiej stały miliony. Od samego początku jedną z najaktywniejszych osób w ruchu Solidarności była także, oprócz tak znanych opozycjonistów jak choćby Jacek Kuroń, Adam Michnik czy Bogdan Lis, niezłomna w walce Anna Walentynowicz, a także Lech i Jarosław Kaczyńscy. Oni dawali sygnał do walki o prawdę, który we wszystkich zakątkach kraju podejmowały setki tysięcy Polaków, jednym z nich był choćby późniejszy wicemarszałek sejmu Krzysztof Putra, wówczas skromny pracownik białostockich "Uchwytów", czy też współzałożyciel Niezależnego Stowarzyszenia Studentów, gdańszczanin Maciej Płażyński. To, co się wydarzyło 4 czerwca 1989 roku, było przykładem dla świata, iż bezkrwawa rewolucja jest możliwa. Pierwsze po wojnie wolne wybory w Polsce dały przykład światu iż, "zło dobrem zwyciężaj", hasło wypowiedziane przez zamordowanego przez funkcjonariuszy SB w roku 1984 kapłana Jerzego Popiełuszkę, ma wartość rzeczywistą. Kiedy natomiast w 1990 roku na Zamku Królewskim w Warszawie przybyły z Londynu, gdzie od czasu II wojny światowej mieściła się siedziba polskiego rządu emigracyjnego, ostatni Prezydent RP na Uchodźstwie Ryszard Kaczorowski przekazał insygnia władzy pierwszemu prezydentowi wybranemu w wolnych wyborach Lechowi Wałęsie - Polacy, po raz pierwszy od zakończenia wojny mogli poczuć się godnie we własnym kraju. Jednak nawet wówczas prawda o Katyniu była w najlepszym razie tak przez Rosjan, jak i ogólnoświatową opinię pomijana. Wydawało się jednak, że wraz ze słowami kolejnych Prezydentów ZSRR Michaiła Gorbaczowa oraz pierwszego prezydenta Federacji Rosyjskiej Borysa Jelcyna, którzy na wpół oficjalnie przyznali, iż Zbrodni Katyńskiej dokonano na rozkaz Stalina, prawda w końcu wyjdzie na jaw. Niestety, polskie wołania do świata o prawdę rozbijały się o mur kolejnego prezydenta Rosji, Władimira Putina. Jeśli chodzi o rozgłos międzynarodowy, na niewiele zdawały się wysiłki polskich władz i środowiska "londyńskiego". Świat milczał. W 2005 roku Prezydentem RP został Lech Kaczyński, zmieniając na stanowisku Aleksandra Kwaśniewskiego. Ten nieprzejednany polityk, syn powstańca warszawskiego, mając przeciwników zarówno w kraju, jak i za granicą był twardym orędownikiem oficjalnego przyznania się władz Rosji do fałszowania kart historii i przejęcia przez nich odpowiedzialności za Zbrodnię Katyńską. Tegoroczne obchody okrągłej, siedemdziesiątej rocznicy wydawały się być dobrą ku temu okazją. Wraz z przybyciem Premiera Rosji Władimira Putina wiązano nadzieję na zmianę stosunku Rosjan do tak newralgicznej w historii obu narodów kwestii. 7 kwietnia, w obecności premiera RP Donalda Tuska premier Rosji pochylił głowę nad grobami polskich oficerów. I mimo, że nie padło sakramentalne słowo "przepraszam", był to symboliczny wyraz skruchy. 10 kwietnia, w sobotę, w obecności rodzin katyńskich, przedstawicieli władz państwowych i duchowieństwa prezydenci Lech Kaczyński i Ryszard Kaczorowski mieli uczcić zarówno 70. rocznicę śmierci polskich oficerów, pokłonić się nad ich grobami i ukazać światu po raz kolejny prawdę o Zbrodni Katyńskiej. 70. rocznica miała przynieść nowy, świeży powiew historii. O godz. 8.56 rządowy samolot z parą prezydencką na pokładzie oraz 94 pozostałymi osobami rozbił się w pobliżu lotniska w Smoleńsku. Ziemia katyńska ponownie zebrała z polskiej elity śmiertelne żniwo. Jeszcze w niedzielę wieczorem ogólnopaństwowa telewizja rosyjska pokazała film "Katyń" Andrzeja Wajdy, a komentator radia Echo Moskwy Matwiej Ganapolski zwrócił się do Polaków: "Nie chcieliśmy, ale znów przysporzyliśmy wam bólu. Wybaczcie, że kolejne nieszczęście przyniosła wam Rosja!" - napisał. Z kolei publicysta "New York Timesa" Roger Cohen podkreślił: "Nie mówcie mi, że nie można przezwyciężyć okrucieństwa historii. Nie mówcie, że Izraelczycy i Palestyńczycy nigdy nie mogą zawrzeć pokoju. Nie mówcie, że ludzie na ulicach Bangkoku, Biszkeku i Teheranu na próżno marzą o wolności i demokracji. Nie mówcie mi, że kłamstwa mogą trwać wiecznie. Zapytajcie Polaków. Oni wiedzą." Tak, Panie Prezydencie Kaczyński. Tak, Panie Prezydencie Kaczorowski. To wasze dzieło. Dariusz A.Zeller