- Dochodzi do jakiejś anarchii po prostu. To jest jedyne, co można powiedzieć. (...) Jeśli jakaś grupa ludzi blokuje coś, co wcześniej było ustalone, to chyba są jakieś akcje anarchistyczne - oceniła Sariusz-Skąpska, która pełni funkcję sekretarza Rady Federacji Rodzin Katyńskich. Według niej ludzie, którzy domagają się pozostawienia krzyża przed Pałacem Prezydenckim, fałszywie go wykorzystują. Zwróciła uwagę, że z ich powodu księża, którzy chcieli uroczyście przenieść krzyż do kościoła św. Anny, musieli się wycofać. W jej ocenie, protestujący w ten sposób obrazili Kościół. - Nie zgadzam się, by symbol mojej wiary był wykorzystywany rzekomo w uczczeniu pamięci mojego ojca. On jako człowiek bardzo głęboko wierzący byłby tutaj zdruzgotany - uznała Sariusz-Skąpska. - Widziałam w dłoniach tych protestujących osób zdjęcia i z przerażeniem myślałam, że mogły się tam znaleźć zdjęcia mojego taty, mam nadzieję, że tak nie było. To przerażające - mówiła. Według niej, na władzach, w tym Kancelarii Prezydenta, spoczywa ogromna odpowiedzialność za to, co się będzie w tej sprawie działo dalej. - To jest straszliwa odpowiedzialność. Patrzę na to ze ściśniętym sercem. Tam nagle pojawiły się akty przemocy, a wtedy wystarczy bardzo niewielka iskra, żeby doszło do nieszczęścia - dodała Sariusz-Skąpska. O nieprzeniesieniu krzyża we wtorek sprzed Pałacu Prezydenckiego do kościoła św. Anny poinformował szef Kancelarii Prezydenta Jacek Michałowski. Według niego, o dalszych losach krzyża powinien decydować Kościół. Decyzja ta ma związek z wydarzeniami, do jakich doszło podczas próby przeniesienia krzyża - protestujący pod krzyżem nie chcieli dopuścić do niego ani harcerzy, ani towarzyszących im duchownych. Doszło też do przepychanek po drugiej stronie Krakowskiego Przedmieścia, gdzie strażnicy miejscy powstrzymywali napierający tłum przeciwników przenoszenia krzyża.