Już sto lat temu udręczeni miejskim zgiełkiem i tłokiem, lepiej sytuowani mieszkańcy Londynu, Berlina, Paryża, ale również Warszawy, pakowali dobytek i ruszali z nim za miejskie rogatki do nowego lokum w otoczeniu zieleni, do prywatnej arkadii, obiecującej wytchnienie od zanieczyszczonej, przeludnionej metropolii ery przemysłowej. Zostawiali za sobą zawilgocone podwórka-studnie, z których ścigały ich zazdrosne spojrzenia robotników skazanych na egzystencję w tym miejscu, bez szans na podobny eksodus. Potrzebie ucieczki sekundowali architekci, jak Ebenezer Howard, projektant miast-ogrodów, oferujących chętnym do przeniesienia się daleko poza centrum prywatność w postaci osobnego lokum i codzienny kontakt z przyrodą. Tęskne spojrzenie w kierunku centrum Teraz coraz częściej bywa odwrotnie: to mieszkaniec przedmieścia, do niedawna uchodzący za przedstawiciela miejskiej elity, spogląda tęsknie w kierunku centrum, gdzie z reguły bywa na co dzień - lecz tylko w pracy, bo na więcej nie starcza mu czasu. W miarę rozwoju motoryzacji i rozlewania się miast na przedmieścia, tak zwanej suburbanizacji, idylliczna wizja przegrała z rzeczywistością. Założenia arkadii na przedmieściach były takie, że każdy z jej mieszkańców dysponuje własnym samochodem, więc komunikacja publiczna w takich miejscach pozostawia wiele do życzenia, a drogi dojazdowe są zatłoczone. Codzienne dojazdy do pracy oraz odwożenie dzieci do szkoły stają się uciążliwym problemem. Zamiast z rodziną mieszkańcy osiedli spędzają czas w korkach. W skrajnych przypadkach, jak u Randy Straussera, właściciela domu na podmiejskim osiedlu Mountain House i jednego z rozmówców Charlesa Montgomery'ego, autora książki "Miasto szczęśliwe", przejażdżki do pracy i z pracy mogą pochłaniać codziennie nawet i ponad cztery godziny. Do tego dochodzą inne uciążliwe czynniki: jak rosnące ceny paliw, które powodują, że koszty życia poza centrum, choć wydawałoby się ono atrakcyjną alternatywą względem droższych nieruchomości w śródmieściach, rosną z roku na rok; czy paraliżujące całą okolicę remonty. Po początkowej euforii mieszkaniec przedmieścia odkrywa, że architekci zaprojektowali interesujące budynki, ale by zmieścić ich jak najwięcej na ograniczonej przestrzeni, zapomnieli o infrastrukturze: parkach, placach zabaw, boiskach sportowych. Nie mówiąc o kinie, kawiarniach czy restauracjach. Więc jeśli ekskluzywność ma polegać na siedzeniu w nowoczesnych czterech ścianach, to świeży emigrant szybko za nią dziękuje. Nie chce też wychowywać dziecka w martwej okolicy. Chwilami czuje się więc jak więzień. Na własne życzenie. Bo ile można patrzeć w okna sąsiadów z naprzeciwka? Czy wszystkie spotkania towarzyskie muszą odbywać się bez alkoholu i o wczesnej porze, bo trzeba wrócić do siebie poza miasto? Nowe wartości Ci, którzy tylko mogą, przenoszą się więc bliżej centrum. W Europie Zachodniej tendencję nazywaną reurbanizacją zauważono już w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Prawdziwy boom zaczął się w 2000 r. W skrajnych przypadkach, jak w niemieckim Fryburgu Bryzgowijskim, do centrum przeprowadza się już więcej osób z przedmieść, niż z niego ucieka. Im lepiej utrzymane śródmieście - tym trend jest silniejszy. Widać go również w Stanach Zjednoczonych. Szybko zareagowały na niego władze miejskie w niektórych ośrodkach, zwłaszcza w Niemczech czy Francji, odchodząc od polityki miasta przyjaznego dla samochodów i orientując się na ludzi oraz ich potrzeby. Coraz więcej miast rewiduje błędy z poprzednich dekad, tworząc w centrach przestrzenie projektowane z myślą o wygodzie mieszkańców: zagospodarowując miejskie place, poszerzając trotuary, likwidując przejścia podziemne, odnawiając parki i place zabaw, inwestując w alternatywny wobec prywatnego transport publiczny, by zachęcić ludzi do korzystania z tej infrastruktury. - Chcąc przyciągnąć do centrum nowych mieszkańców, ważne jest też systemowe rozplanowanie terenów zielonych. Tak, by do placu zabaw nie było dalej niż np. 5 minut spacerem, a do zieleńca np. 10 minut - wylicza Beim. Konkurencyjność Powrót do centrum uchodzi za świadectwo konkurencyjności - jest dowodem na dobrą urbanistykę, wysoką jakość życia i stwarza szansę na rozwój branż wysokich technologii, których pracownicy mogą przebierać w ofertach zatrudnienia, więc wybiorą miejsca, gdzie będą się czuć najlepiej. Zmieniają się też priorytety - u przedstawicieli klasy średniej, którzy zrealizowali już swoje najważniejsze życiowe cele, jakość codziennej egzystencji zaczyna dominować nad chęcią posiadania kolejnych dóbr. - Warszawa i Kraków to miasta, w których po raz pierwszy w Polsce zaobserwowano powrót ludności do centrów - mówi dr Michał Beim, specjalista ds. transportu Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. - O ile jednak w Krakowie główny wpływ miały na to mieszczańskie tradycje i magia miejsca, w stolicy przede wszystkim o takim obrocie spraw decydują kwestie transportowe - korki na wjeździe do miasta czy niebotyczne zapełnienie pociągów aglomeracyjnych w godzinach szczytu. - Tak zwany trend "downtown living", czyli chęci do życia i pracowania w centrum Warszawy, zdecydowanie zyskuje na znaczeniu i będzie coraz powszechniejszy - ocenia Maciej Zajdel, członek zarządu Kulczyk Silverstein Properties. - Mieszkańcy chcą spędzać czas w Śródmieściu, bo staje się ono coraz bardziej interesującym, wielofunkcyjnym fragmentem miasta. To "miasto w ludzkiej skali", gdzie w ciągu kilku, kilkunastu minut spacerem można skorzystać z licznych atrakcji - odwiedzić miejsca kultury, rozrywki, spotkać się ze znajomymi i rodziną w kawiarni czy restauracji, zrobić zakupy, pójść na spacer w parku czy nad Wisłę, skorzystać z coraz liczniejszej sieci ścieżek rowerowych i systemu rowerów miejskich Veturilo. Nie bez przyczyny Warszawa zyskuje w międzynarodowych rankingach najbardziej interesujących miast do życia, a światowe media przedstawiają stolicę jako fenomen w kontekście rozkwitających europejskich metropolii - mówi Zajdel. Miastotwórcza przestrzeń Zdaniem Zajdela, kierunek powrotu do centrum miasta będzie zyskiwał na znaczeniu wraz ze wzrostem liczby przyjaznych, miastotwórczych przestrzeni - atrakcyjnych dla użytkowników. - Proszę zwrócić uwagę jak zmienił się sposób korzystania z ulicy Próżnej - niegdyś zaniedbanej, dziś - tętniącej życiem. Wystarczyło przekształcić tę zaledwie 160-metrowej długości przestrzeń - w deptak i zrewitalizować 2 kamienice - dodaje członek zarządu Kulczyk Silverstein Properties. - W tym procesie szczególną rolę ma do odegrania przywrócenie należnej rangi i funkcji warszawskim placom miejskim. Dziś niestety w większości dzielą się na autostrady lub parkingi i zajezdnie autobusowe, a przecież - tak jak na całym świecie - powinny być naturalną emanacją życia miejskiego: gromadzić ludzi, którzy w przyjemny sposób będą spędzać tu każdą wolną chwilę i cieszyć się miastem i tym co ma do zaoferowania. Zdaniem dr Michała Beima, proces reurbanizacji może paradoksalnie przebiegać równolegle do suburbanizacji. - Tak jest w wielu miastach w Polsce. Problemem jest jedynie skala: dominuje ponad wszystko ucieczka na przedmieścia - mówi Beim. Wyhamowaniu suburbanizacji sprzyja zrównanie stosunku kosztów życia do jakości w mieście w porównaniu do przedmieść. Zasadnicze znaczenie ma więc cena nieruchomości - dlatego podstawowe pytanie: kawalerka w mieście czy szeregowiec 25 km od miasta? - wciąż skłania do ucieczki na suburbia nawet nieprzekonanych, niedostrzegających innych zalet takiej przeprowadzki. Tych, którzy mimo wszystko do centrum wracają, można nazwać pionierami nowego stylu życia. Oszczędność i moda Podstawową zaletą mieszkania w centrum jest oszczędność czasu na dojazdy do pracy czy do szkoły, a tym samym możliwość spędzania wolnych chwil z bliskimi lub znajomymi. Drugi ważny czynnik to lepszy dostęp do miejskiej infrastruktury. Mieszkańcy śródmieść zyskują również lepszy dostęp do instytucji zaspokajających ich podstawowe potrzeby, jak przychodnie czy szkoły i przedszkola. Dla pracujących rodziców istotną kwestią jest większy wybór w zakresie zajęć pozalekcyjnych dla dzieci. Fizyczna bliskość wszystkich tych obiektów i usług pozwala pełniej korzystać z innych udogodnień, które oferuje miasto, jak ośrodki kultury (kina, teatry, muzea), sportu (baseny, boiska, hale sportowe), handlu i rozrywki (kluby, kawiarnie, restauracje). Wygoda łączy się z dbałością o kondycję: zamiast spędzać dzień w samochodzie, a potem denerwować się, że nie starcza mi czasu na wizytę na siłowni, za którą przecież dodatkowo płacę, zapewniam sobie ruch na co dzień: wszędzie dojdę, ewentualnie dojadę rowerem, metrem czy tramwajem. Pójdę pobiegać do parku, korzystając z tego, że w centrum jest lepsza dostępność do terenów zielonych, mniejszy hałas i zanieczyszczenie powietrza, szersze i równe chodniki, a także... poziom edukacji w miejskich szkołach. Małgorzata Hanzl, adiunkt w Instytucie Architektury i Urbanistyki Politechniki Łódzkiej, zajmująca się współczesnymi trendami w miejskim projektowaniu, przywołuje w tym kontekście jako przykład działania podejmowane przez władze austriackiego Grazu, dostosowujące sposób urządzania miejskich przestrzeni dla potrzeb najmłodszych. - Trwałość zjawiska reurbanizacji zależy przede wszystkim od właściwej polityki przestrzennej i transportowej miast - zauważa dr Michał Beim. - Wpływ na nią mają też globalne przesłanki od cen energii po kreowanie mody na życie w mieście, jak choćby serial "Sex and the City", z akcją rozgrywającą się w centrum jednej z największych światowych metropolii. Miasta - jak podkreśla ekspert - mogą tworzyć takie zasady najmu czy nawet sprzedaży mieszkań komunalnych, które preferowałyby młode małżeństwa, przez co wniosą nowe życie do śródmieść. Tę drogę przeszły dekadę temu miasta byłej NRD (jak Lipsk czy Drezno) borykające się z podobnymi problemami jak miasta polskie. Sprawy mniej istotne Trzeba dbać też o sprawy z pozoru mniej istotne. Władze miejskie mogą choćby wymuszać, aby galerie handlowe w centrum nie były wysysającymi z ulic klientów "jamochłonami", ale domami handlowymi w tradycyjnym stylu, umożliwiającymi wejście do sklepów na parterze prosto z ulicy. Wszystkie te zabiegi, odpowiednio zastosowane, mogą przynieść efekt, o jakim mówi w filmie Gary'ego Hustwit'a "Zurbanizowani" duński urbanista Jan Gehl: porównuje on dobrze zaprojektowaną przestrzeń publiczną do świetnej imprezy, podczas której czas ucieka na tyle niepostrzeżenie, że nawet nie orientujemy się, kiedy minął. B.C.