Odnosząc się do opublikowania przez portal TVN24 protokołu przesłuchania, rzecznik prasowy Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa poinformował, że całość materiałów procesowych postępowania przygotowawczego objęta jest tajemnicą śledztwa. Przypomniał, że akta udostępnia się - tylko za zgodą prokuratora prowadzącego śledztwo - stronom, obrońcom, pełnomocnikom i przedstawicielom ustawowym. Umożliwia się tym osobom sporządzanie odpisów, kopii, jak również wykonywanie fotografii. Za zgodą prokuratora, akta w toku postępowania przygotowawczego mogą być w wyjątkowych wypadkach udostępnione innym osobom. - Żaden przedstawiciel redakcji portalu internetowego TVN24 nie zwracał się do Wojskowej Prokuratury Okręgowej Warszawie z wnioskiem o uzyskanie zgody na wgląd w akta śledztwa, ani też na opublikowanie wiadomości z postępowania przygotowawczego - podkreślił Rzepa. Według niego, każde takie zachowanie należy rozpatrywać w świetle znamion czynu zabronionego określonego w art. 241 par 1 kk. Nie sprecyzował, kto miałby popełnić to przestępstwo. Prokuratura prowadzi już jedno śledztwo w sprawie ujawnienia przez media innych zeznań ze śledztwa w sprawie katastrofy. - W tej sprawie materiały procesowe zostaną przekazane według właściwości Prokuraturze Okręgowej w Warszawie - dodał rzecznik. W ujawnionych zeznaniach z 27 lipca Jarosław Kaczyński "całkowicie i bezwzględnie" wykluczył, aby prezydent Lech Kaczyński mógł w jakikolwiek sposób, osobiście lub za pośrednictwem innych osób, wpływać na autonomiczne decyzje załogi Tu-154. Z zeznań prezesa PiS wynika, że rozmawiał on z bratem przez telefon satelitarny o godz. 8.20 rano o zdrowiu ich matki; po około minucie rozmowa się urwała. "Nie odniosłem wrażenia, aby brat był czymkolwiek zaniepokojony bądź zdenerwowany" - stwierdził Kaczyński. Dodał: "Nie słyszałem również niczego niepokojącego w tle". O godz. 9 rano do J.Kaczyńskiego zadzwonił szef MSZ Radosław Sikorski z informacją o katastrofie. "Udałem się do szpitala, przede wszystkim aby zabezpieczyć moją mamę przed przypadkowym dowiedzeniem się o śmierci mojego brata. Obawiałem się o jej życie, o to jak to zniesie" - zeznał świadek. Dodał, że po przylocie do Witebska autobusem, wraz z politykami PiS, pojechał na miejsce katastrofy. Według Kaczyńskiego, kierowca czasami celowo zwalniał, a w pewnym momencie wyprzedziła ich kolumna premiera Tuska. Gdy dotarli na miejsce, Jerzy Bahr, ambasador RP w Moskwie - według zeznań Kaczyńskiego - przekonywał go, by nie oglądał ciała prezydenta. Jednak Kaczyński poprosił, by mu je pokazać. "Udałem się we wskazane mi miejsce w towarzystwie kolegów z partii i poprosiłem o odkrycie zwłok. Rozpoznałem je jako zwłoki mojego brata. Nie pamiętam szczegółów okoliczności związanych z identyfikacją ciała prezydenta, byłem pod silnym wpływem środków uspokajających" - zeznał prezes PiS. Według niego, ciało brata leżało obok trumny, jednak nie potrafił powiedzieć czy na noszach, zaś "wokół było dużo błota". Ambasador Bahr miał namawiać Kaczyńskiego, by przyjął kondolencje od premiera Putina i Tuska. Kaczyński się nie zgodził. Według niego Paweł Kowal został wezwany do Putina, gdzie dowiedział się, że tego dnia nie może odebrać ciała brata. Konieczna była bowiem sekcja zwłok. Prezes PiS zeznał też, że bał się latania rządowymi Tu-154 i nie podobało mu się, że brat często z nich korzystał. Jarosław Kaczyński namawiał brata, by do Katynia pojechał pociągiem, ale pomysł ten pokrzyżowała niespodziewana wizyta prezydenta w Wilnie 8 kwietnia.