- Gdyby Sojusz miał przed sobą 5-punktową barierę do pokonania, byłby dzisiaj jedną z trzech, czterech największych sił w parlamencie - przekonywał. Zdaniem Marka Migalskiego kluczowa jest "zależność pomiędzy dobrym wynikiem partii Razem a słabszym wynikiem lewicy". - Decydująca była debata, w której zobaczyliśmy żywego, interesującego, pobudzającego emocje lidera partii Razem i pewną bezradność i bezbarwność Barbary Nowackiej - dodał. Tegoroczne notowanie lewicy to wynik najsłabszy od 1989 roku. Przypomnijmy, że w 2001 koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Unii Pracy zdobyła 41, 04 proc. głosów i tym samym zwyciężyła. Jednak ze względu na spory pluralizm w Sejmie, nie sprawowała samodzielnych rządów. Wyniku, chociażby zbliżonego do sukcesu z 2001 nie udało się więcej powtórzyć. Mimo, że kolejne rezultaty wyborcze nie były zachwycające, lewica bez większych problemów wchodziła do Sejmu. W 2005 Sojusz Lewicy Demokratycznej zdobył 11,31 proc., w 2007 Lewica i Demokraci zdobyli 13,15 proc. głosów Polaków. Najsłabszy wynik ugrupowanie osiągnęło w 2011 roku, zdobywając 8,24 proc. wszystkich głosów. Tak źle, jak w tym roku nie było nigdy. 7,55 proc. to wynik za niski, by udało się wejść do Sejmu (koalicja musi przekroczyć 8 proc. - red.). Zemke: To nie wina Barbary Nowackiej Zdaniem europosła SLD Janusz Zemke tak słaby wynik nie jest winą Barbary Nowackiej. - Być może formuła Zjednoczonej Lewicy, była formułą przyjętą i aktywną zbyt późno - przyznaje w rozmowie z Interią. Jego zdaniem w tych wyborach zaobserwowaliśmy "niezwykle silne przesunięcie poglądów społeczeństwa na prawo".- Świadczy o tym, nie tylko wynik PiS, ale również poparcie dla ugrupowania Pawła Kukiza i partii KORWiN - tłumaczy Zemke.