Świat podzielił się. Jedni porównują huntingtonowskie "Zderzenie cywilizacji" do literatury brukowej, inni uznają je za politologiczną biblię i mapę drogową. Lekko przymrużając oko powiedzieć można, że owszem, ścierają się różne światopoglądy, ale głównie zwolenników i przeciwników Huntingtona. Podczas, gdy padła (słusznie, czy niesłusznie) konkurencyjna teoria Fukuyamy mówiąca, że poza liberalną demokracją nic już nie ma - a sam Fukuyama na przemian to ostrzeliwuje się bez specjalnego przekonania zza ostatnich szańców, to próbuje je poddawać (bo jednak naukowego seppuku popełniać nie zamierza), teoria Huntingtona nadal - mimo kolejnych i masowych szturmów - chwieje się, ale jeszcze jakoś trzyma. Dostaje się Huntingtonowi straszliwie, ale - w gruncie rzeczy - analityk, który już na wstępie założył, że żadna ogólnoludzka wspólnota najnormalniej w świecie nie istnieje, musiał spodziewać się, że będzie musiał gęsto się ze swoich twierdzeń tłumaczyć. O co chodzi? Na początku przedstawmy może - w bardzo wielkim skrócie - o co chodziło Samuelowi Huntingtonowi. Przede wszystkim: świat jest wielobiegunowy. I to kultura warunkuje kształt systemu panującego w danej cywilizacji. Huntington podzielił świat na wielkie kręgi cywilizacyjne: Zachód (co do Ameryki Łacińskiej nie do końca mieści się ona w kategoriach Zachodu, więc może stanowić odrębną cywilizację), cywilizacja prawosławna, islamska, chińska, japońska, hinduska, buddyjska i - najsłabiej wykształcona - afrykańska. Próby zmiany strefy cywilizacyjnej najczęściej kończą się niepowodzeniem, albo kończą babraniem się w niekonkretnym punkcie (jak np. postataturkowska Turcja nie mogąca od prawie wieku się porządnie zwesternizować). Konflikty pojawiają się na cywilizacyjnych liniach styku. Modernizacja nie równa się westernizacja. McDonaldy w okolicach Placu Czerwonego, Tiananmen i Taj Mahal to tylko naskórek. A ogólnoludzka wspólnota i tej wspólnoty wartości, to wyłącznie wymysł Zachodu, który próbuje dominować nad światem. Zachód - do tej pory najsilniejszy gracz - od jakiegoś czasu słabnie. Rosną w siłę cywilizacja chińska i islamska. Zachód jest arogancki, islam - nietolerancyjny, Azja wschodnia - zbyt pewna siebie. Pozycja Zachodu - w tym USA - słabnie, bo Zachód - pragnąc po prostu dobrobytu - zadowala się niewielkim wzrostem gospodarczym. Jest dekadencki. Potrzeba mu moralnej odnowy. Natomiast - na przykład - islam jest przykładem "nowej religijności", czyli neofickim powrotem do własnej tożsamości po latach tłamszenia przez narzucone zachodnie wartości. Co więc robić? Huntington - w skrócie - radzi: zająć się sobą we własnym podwórku i uważać na obcych. Innymi słowy - należy pielęgnować wartości własnej cywilizacji, ponieważ są wyjątkowe, ale nie eksportować ich poza własny krąg cywilizacyjny. Z tego samego powodu USA nie powinny dopuścić do tego, by cywilizacja latynoamerykanska rozpuściła kulturę anglosaską, bo "Ameryka, która przestaje być Zachodem, przestaje być Ameryką". To samo grozi Europie ze strony islamu. W tym miejscu Huntington przywołuje "teorię zupy pomidorowej". Imigranci to przyprawy, którzy nadają jej smaku, ale nie można dopuścić do momentu, w którym zupa pomidorowa przestanie być zupą pomidorową. Tako rzecz Huntington. Co na to inni? Co z czym się ściera? Przede wszystkim - nie wszyscy godzą się na koncepcję "wojny cywilizacji". Niektórzy, owszem, potwierdzają, że istnieje konflikt. Tyle, że strony, które ze sobą walczą, to niekoniecznie cywilizacje. Paul Berman, amerykański dziennikarz, uważa, że w XXI wieku trudno mówić o zderzeniu cywilizacji. Według niego, nie chodzi o konflikt pomiędzy poszczególnymi modelami kulturowymi, a raczej o konflikt pewnych filozofii powstałych na gruncie danych modeli. I tak - na przykład - w ramach islamu powstał niebezpieczny nurt fundamentalistyczny, który Berman nazywa "islamofaszyzmem", i porównuje do innych totalitarnych systemów, które znamy z historii: nazizmem i komunizmem. Tak więc wojna - według Bermana - owszem, trwa, ale nie pomiędzy cywilizacjami, a pomiędzy ideologiami, czyli nihil novi sub solem. Choć Wafa Sultan, Syryjka zamieszkała w Ameryce, psychiatra i komentator polityczny, twierdzi po prostu, że konflikt nie toczy się pomiędzy cywilizacjami, a pomiędzy XXI wiekiem, a pomiędzy najnormalniejszym w świecie średniowieczem. Podobną tezę, choć nie aż tak ostro postawioną, wydaje się wspierać Fareed Zakaria, który stawia na pragmatyczne rozwiązania: muzułmanom należy - również po prostu - pomagać się zeświecczyć, podnieść gospodarczo na nogi, zapewnić bezpieczeństwo, a jednocześnie być wyczulonym na kulturowe różnice. Wtedy - po prostu - zniknie większość powodów, by się scierać. "Zderzenie ignorancji" Edward Said, zmarły w 2003 roku palestyńsko-amerykański publicysta, zabiera się do Huntingtona z jeszcze innej strony: uważa, że sposób, w jaki uprościł on definicję cywilizacji woła o pomstę do nieba. W swoim eseju "The Clash of Ignorance" (Zderzenie ignorancji) opublikowanym w "The Nation" w 2001 roku, Said nie pozostawia na Huntingtonie suchej nitki: "Zagadnienia o ogromnym stopniu skomplikowania, jak tożsamość i kultura, zostały wtłoczone [u Huntingtona] w świat rodem z kreskówki, w którym bezlitośnie okładają się Popeye i Bluto" - pisze Said. Said jest autorem terminu "wyobrażona geografia" - takiego obrazu świata, jakim chce go widzieć Zachód. W takiej "geografii" perspektywa, z której Zachód obserwuje Orient, ma swoją bazę jeszcze w czasach kolonialnych i odpowiada m. in. obrazowi tego regionu przedstawionemu m.in. w powieściach przygodowych i romansach z epoki fin-de-siecle'u. Na Zachodzie - uważa Said - nadal pokutuje twierdzenie Kiplinga, że "Wschód to Wschód, a Zachód to Zachód" i koniec. Zachód jest racjonalny, a Wschód irracjonalny i mistyczny. Said zarzuca Huntingtonowi operowanie taką właśnie "wyobrażoną geografią" w stosunku do wszystkich "cywilizacji", którymi ten się zajmuje. Prof. Adam Jelonek z Katedry Dalekiego i Bliskiego Wschodu UJ w rozmowie z portalem INTERIA.PL nie wykazuje zbytniego entuzjazmu dla "Zderzenia cywilizacji". - Czy Azja stanowi weryfikację tezy Huntingtona? Tak i nie. Jest tu dużo twardych dowodów na to, że obszar ten wybiera niezależną od Europy drogę modernizacji. Jest też jednak wiele dowodów na to, że jednak wiele obszarów upodobnia się do nas w swoim rozwoju. Teza Huntingtona była postawiona na takim stopniu ogólności, jak teza Fukuyamy. Do Huntingtona mam bardzo sceptyczny stosunek. Jego "Zderzenie cywilizacji" to poziom "Harlequina". Taki poziom uogólniania doprowadza do zamazywania się prawdy. - Chiny są w tym momencie krajem bardzo otwartym na wpływy polityczne i zachodu i USA, na otwartą gospodarkę - mówi prof. Jelonek. -Elita chińska fascynuje się zachodnim modelem funkcjonowania polityki, nie akceptuje tradycyjnych konfucjańskich rozwiązań. To społeczeństwo się zmienia, badania UJ prowadzone na miejscu, to też jest znak czasu , bo 10 lat temu każda ankieta musiała przejść przez cenzurę. W tej chwili też musi lecz to już zupełnie inny poziom ingerencji. Obecne Chiny są bliższe Zachodowi niż kiedykolwiek. A weźmy pod uwagę, że dr Jelonek mówi o tych Chinach, które mają się - według Huntingtona - odradzać, i to w "pewności siebie" i w neofickim zafascynowaniu własną kulturą. Huntington z zębami Piotr Marczewski ( i nie tylko on) w art. "Świat nauki i mediów wobec tezy >>zderzenia cywilizacji