"W imię dobra Telewizji Polskiej oddaję się do dyspozycji Pana Prezydenta" - poinformował w piątek 6 marca prezes TVP Jacek Kurski w liście do Andrzeja Dudy, na kilka godzin przed ogłoszeniem przez głowę państwa decyzji o przyznaniu mediom publicznym blisko dwóch mld zł. Przypomnijmy, że pojawiały się głosy, że to właśnie odwołanie Kurskiego z TVP było warunkiem, od którego prezydent uzależniał podpisanie kontrowersyjnej z punktu widzenia wielu ustawy. Jeszcze tego samego dnia Rada Mediów Narodowych, która powołuje szefa TVP, przeprowadziła korespondencyjne głosowanie nad uchwałą odwołującą Kurskiego ze stanowiska. "Za", z pięcioosobowego składu, jak podawał przewodniczący Rady Krzysztof Czabański, opowiedziały się cztery osoby. Z informacji portalu Wirtualne Media wynika, że również ostatnia osoba była tego samego zdania. Czas na oddanie głosów był do poniedziałku. Oficjalnego ogłoszenia dymisji szefa TVP jednak nie było. Dlaczego? Onet dowiedział się, że sprawa opóźnia się, gdyż Kurski walczy o zachowanie wpływów w telewizji publicznej. Chce również pozostawienia swoich ludzi na kluczowych funkcjach. "Kurski stara się, by wyjść z twarzą z tej sytuacji, dlatego liczy na nowe stanowisko. Zamierza także walczyć o wpływy w telewizji, zwłaszcza w pionie informacyjnym. I ma na to szanse, bo po podpisaniu ustawy Duda nie ma żadnych możliwości nacisku na Kaczyńskiego i TVP" - czytamy. Portal przypomina jednocześnie, że Kurski, odchodząc z TVP, może liczyć na duże pieniądze - ponad 100 tys. zł brutto. Warunkiem ich otrzymania jest nienaruszenie "podstawowych obowiązków wynikających z umowy". Tymczasem "Fakt" podaje, że Kurski może liczyć nawet na 330 tys. zł brutto odprawy. Jak to możliwe? Kurski miałby otrzymywać dodatkowo jeszcze pieniądze tytułem półrocznego zakazu konkurencji.