Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku ma zdecydować, czy zwrócić toruńskiemu oddziałowi Banku Gospodarki Żywnościowej (BGŻ) banknot o nominale 500 euro, wpłacony tam w 2005 r., a pochodzący z okupu przekazanego w 2003 r. porywaczom Krzysztofa Olewnika. Taką decyzję podjął płocki sąd okręgowy, który w poniedziałek postanowił przekazać do rozpoznania Prokuraturze Apelacyjnej w Gdańsku wniosek toruńskiego BGŻ o zwrot banknotu - poinformowała rzecznik sądu Joanna Kasicka. O sprawie napisała wtorkowa "Gazeta Wyborcza", informując, iż do tej pory z okupu za Krzysztofa Olewnika "wypłynęły" w Polsce dwa banknoty - w oddziale Banku Śląskiego w Katowicach i właśnie w toruńskim oddziale BGŻ. Według "GW" banknoty zostały zarekwirowane przez CBŚ, a osoby, które przyniosły je do banku, przesłuchane - okazało się, że nie miały z porwaniem nic wspólnego. - Ten banknot nigdy nie występował w postępowaniu sądowym jako dowód w sprawie. Pojawił się w postępowaniu przygotowawczym, w którym prokuratura ustanowiła na nim depozyt i faktycznie nigdy fizycznie nie został do sądu, do sprawy karnej przekazany - wyjaśniła Kasicka powody decyzji sądu. Zastępca prokuratora apelacyjnego w Gdańsku Zbigniew Niemczyk powiedział, że prokuratura musi przede wszystkim "przeanalizować sytuację procesową związaną z tym banknotem". Dodał, że banknot ten został zabezpieczony w ramach innego postępowania, którego nie prowadzi gdańska prokuratura". Niemczyk dodał, że "wstępna analiza wskazuje na możliwość zwrotu tego banknotu bankowi jako jego właścicielowi". Prokuratura Apelacyjna w Gdańsku, która ma podjąć decyzję w sprawie banknotu, prowadzi wielowątkowe postępowanie dotyczące nieprawidłowości w śledztwie w sprawie uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika, a także w sprawie innych, nieustalonych dotąd sprawców tego przestępstwa. Tymi wątkami zajmuje się również sejmowa komisja śledcza, o której powołanie zabiegała rodzina Olewników. Banknot, o którego losie zdecyduje prokuratura, pochodzi z okupu w wysokości 300 tys. euro. Taką kwotę w 2003 r. przekazała porywaczom na ich żądanie rodzina Krzysztofa Olewnika. W zamian porywacze obiecali uwolnić uprowadzonego. Tak się jednak nie stało. Dwa miesiące po przekazaniu okupu Krzysztof Olewnik został zamordowany. Z akt sprawy wynika, że porywacze podzielili między siebie 100 tys. euro. Nie wiadomo, co stało się z pozostałą kwotą 200 tys. euro. Nieoficjalnie poinformowano w banku, iż w przypadku, gdyby prokuratura zdecydowała o zatrzymaniu banknotu lub przekazaniu go Olewnikom, jego kwota może zostać wpisana w straty, a następnie zwrócona klientowi, do którego suma ta miała trafić. - Chodzi o to, żeby nikt nie był poszkodowany. Gdybyśmy od razu wiedzieli, że to dotyczy sprawy Olewnika, nie byłoby żadnych wniosków - powiedział rozmówca. Dodał, iż o tym, że banknot pochodzi ze sprawy Krzysztofa Olewnika, bank dowiedział się oficjalnie kilka tygodni temu. Z informacji wynika, że po sprawdzeniu wpłaconego na konto banknotu okazało się, że powinien on zostać zatrzymany, a ponieważ informacja od generalnego inspektora nadzoru bankowego z numerami banknotów, które powinny być zatrzymane, nie zawiera danych, jakiej sprawy banknoty te dotyczą, bank wszczął standardową procedurę odzyskania banknotu. Pełnomocnik rodziny Olewników mecenas Krzysztof Borkowski przyznał w rozmowie, że jego zdaniem - jako prawnika - banknot powinien wrócić do właścicieli, czyli do rodziny Olewników. Zastrzegł jednocześnie, że w sprawie banknotu Włodzimierz Olewnik, ojciec Krzysztofa, "zdał się całkowicie na rozstrzygnięcie sądu". - Ten banknot został oznaczony konkretnie co do tożsamości. Tak samo jak pozostałe, które były okupem. Te pieniądze przestały być, w moim przekonaniu, zwykłym środkiem płatniczym. Powinny wrócić do właścicieli - powiedział Borkowski. Ocenił zarazem, że w sprawie banknotu, którą można uznać za precedensową, "powstał dosyć ważny problem prawny", który powinien rozstrzygnąć jednak sąd, a nie prokuratura. - Jeżeli prokuratura zdecyduje się wydać ten pieniądz bankowi, czy państwo Olewnikowie polecą mi zaskarżenie takiej decyzji, tego nie wiem - dodał Borkowski. Przyznał, że banknot można traktować nadal jako dowód w sprawie. - Jako taki mógłby posłużyć on jako dowód pośredni przy innych dowodach, na przykład przy przesłuchaniach świadków - zauważył pełnomocnik rodziny Olewników. Do porwania Krzysztofa Olewnika doszło w 2001 r. W 2003 r. został on uduszony, a jego ciało zakopano w lesie. W marcu 2008 r. płocki sąd okręgowy skazał dwóch zabójców Olewnika - Sławomira Kościuka i Roberta Pazika - na kary dożywotniego więzienia. Pozostałych 8 oskarżonych, którzy bądź brali udział w porwaniu, bądź pomagali w przetrzymywaniu uprowadzonego, sąd skazał na kary od roku więzienia w zawieszeniu do 15 lat pozbawienia wolności; jednego z oskarżonych sąd uniewinnił. Trzech sprawców porwania i zabójstwa Olewnika popełniło samobójstwa. W olsztyńskim areszcie w czerwcu 2007 r. w celi powiesił się Wojciech Franiewski, któremu prokuratura miała postawić zarzut sprawstwa kierowniczego zbrodni. Po ogłoszeniu wyroku przez płocki sąd, na początku kwietnia 2008 r. w podobny sposób w płockim Zakładzie Karnym popełnił samobójstwo Kościuk. W styczniu 2009 r. w celi tego samego aresztu znaleziono powieszonego Pazika. Na początku lutego został zatrzymany Jacek K., przyjaciel i wspólnik Krzysztofa Olewnika, któremu gdańska prokuratura przedstawiła zarzuty udziału w grupie przestępczej planującej porwanie Krzysztofa Olewnika oraz współudziału w jego uprowadzeniu i przetrzymywaniu. Jacek K. przebywa obecnie w areszcie.