Jeżeli już jednak tajemnica wewnątrzpartyjna przeniknęła, to wymierna kara by się przydała, chociaż powszechne zaistnienie w mediach i na ludzkich językach ma swoją wagę i wymiar, także sprawiedliwości. Kiedy jednak spojrzy się na ten społeczny, już teraz jawny, ale brudny seans, z jurnymi działaczami partyjnymi w rolach głównych, to wydaje się, że może nawet kara nie jest tu taka najważniejsza. Mniej ważne jest, czy premier zdymisjonuje wicepremiera Leppera, a marszałek Sejmu upomni naganą posła Łyżwińskiego. Nie warto się też chyba dłużej zastanawiać nad tym, co ta czy inna działaczka dawała, komu i ile razy, co za to dostała i czy jest ładna, czy brzydka. Seksskandal w Samoobronie przypomniał nam dość brutalnie, że czasem elita polityczna bywa tylko tzw. elitą, a poseł bywa tzw. posłem, któremu po prostu klasa z butów wystaje. * autor jest zastępcą redaktora naczelnego portalu INTERIA.PL