To reakcja na wczorajsze wypowiedzi Lecha Kaczyńskiego o sędzi Małgorzacie Mojkowskiej, prowadzącej proces lustracyjny Zyty Gilowskiej, i dzisiejsze, szefa Kancelarii Prezydenta Aleksandra Szczygło, który w Kontrwywiadzie w RMF FM powiedział, że sędziowie ocenie podlegają i będą podlegać. Być może w przyszłym tygodniu wypowiedzią prezydenta zajmie się Krajowa Rada Sądownictwa i Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia". Premier Jarosław Kaczyński, pytany dziś o wypowiedź Lecha Kaczyńskiego na temat wyroku Sądu Lustracyjnego w sprawie Zyty Gilowskiej, powiedział, że "czasem zdarzają się takie sytuacje, że trzeba powiedzieć prawdę". Według konstytucjonalisty prof. Piotra Winczorka, poddawanie analizie wyroku sądowego i ocenianie sędziego, który taki wyrok wydaje, jest niedopuszczalne. - Wyrok jest wydany nie w imieniu osoby, która ten wyrok feruje - sędziego o takim czy innym nazwisku, ale w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej. O tym pamiętajmy. To nie jest działanie prywatne, to jest działanie państwa. Można by powiedzieć, że jedna część państwa krytykuje drugą część państwa - mówi profesor Winczorek. - W takich warunkach państwo się rozleci prędzej czy później - dodaje konstytucjonalista. Inni rozmówcy reporterki RMF są oburzeni i poważnie zaniepokojeni. "To skandal" - mówią. Z ich ust padają też inne ostre słowa: "To obrzydliwe, co zrobił prezydent" - nieoficjalnie usłyszała Agnieszka Milczarz od jednego ze znanych konstytucjonalistów. Profesor Andrzej Zoll, były Rzecznik Praw Obywatelskich stwierdził, że Lech Kaczyński, nie szanując orzeczeń sądowych, niszczy kulturę prawną. - Nie wolno krytykować sądu tylko dlatego, że orzeczenie idzie w poprzek jakimś planom politycznym - powiedział Zoll. Jak dodaje, takie wypowiedzi zmierzają w kierunku burzenia autorytetu sądu, a tym samym także autorytetu Rzeczpospolitej. - Jest strażnikiem konstytucji, a wystawia sobie świadectwo lekceważenia prawa - takie wypowiedzi można usłyszeć na sejmowych korytarzach. To polityczne oburzenie na prezydenta i jego ministra składa się w Sejmie na całość nazywaną już "nowym porządkiem". - Wszystko jest względne i nie ma znaczenia prawo, czy nie mają znaczenia decyzje sądu. Znaczenie ma tylko bieżąca wykładnia i bieżące interesy polityczne - opisuje "nowy porządek" Waldemar Pawlak. Szef klubu PiS, Marek Kuchciński twierdzi z kolei, że minister Szczygło ma pewnie podstawy, żeby mówić to, co mówi. Unika jednak szerszej rozmowy na ten temat. Na pytanie, czy to, że najwyższa władza w państwie nie wykonuje wyroków, nie doprowadzi do erozji wymiaru sprawiedliwości odpowiada: "Ja się do tego typu komentarzy nie będę posuwał". Posuwa się natomiast Jan Rokita i to znacznie dalej: "Ta próba wdarcia się urzędu prezydenckiego na obszar wymiaru sprawiedliwości byłaby niebezpieczna, gdybyśmy mieli do czynienia z silną prezydenturą. Problem polega jednak na tym, że mamy z każdym dniem, co coraz bardziej widać, do czynienia z prezydenturą najsłabszą od czasów Wojciecha Jaruzelskiego. Prezydent nie tylko uchyla się przed prawem, ale po prostu się gubi". Zdaniem Rokity, "takie zachowanie jest bardzo niebezpieczne z perspektywy państwa". - Prezydent, który opowiada, że słyszał o sędzi, który wydał wyrok różne rzeczy prywatne i nie powie jakie, to jest zjawisko, które nie mogłoby się zdarzyć absolutnie w żadnym kraju europejskim. Szef Kancelarii Prezydenta, który zapowiada, że prezydent będzie analizował wyroki sądowe to jest dokładnie to samo zjawisko - dodaje Rokita. Na tym jednak nie koniec. Aleksander Szczygło zasugerował też, że niektóre sprawy trzeba będzie jeszcze raz rozpatrzyć. Chodzi o sprawy niewygodne dla rządzących, np. wyrok sądu apelacyjnego, który nakazał Lechowi Kaczyńskiemu, dziś prezydentowi, przeprosić Mieczysława Wachowskiego za użycie wobec niego słowa "przestępca". - Prezydent daje zły przykład Polakom. Jeśli on nie respektuje wyroków sądów, to dlaczego inni mają to robić - mówi RMF FM znany prawnik Jacek Kondracki. Jego zdaniem jest to niepokojące, smutne, a nawet przerażające: