Kilka dni temu o pomoc w odnalezieniu Jurka Drygasa zwrócił się do naszej redakcji Piotr Janiak - wnuk pani Janiny, dla którego zaginiony Jurek byłby dziś wujkiem. Ma nadzieję, że w ramach akcji "Zrabowane dzieci" prowadzonej przez Interię i Deutsche Welle, uda mu się odnaleźć jakiekolwiek ślady prowadzące do Jurka Drygasa. Przedstawiamy historię, którą udało się częściowo odtworzyć na podstawie informacji, dokumentów i zdjęć przekazanych przez rodzinę uprowadzonego dziecka. Nie zgadzają się daty Janina Drygas urodziła się w 1915 roku w Pacanowicach w Wielkopolsce. W czasie II wojny światowej jej rodzina została wysiedlona, a następnie przewieziona do punktu zbiorczego w szkole w Lenartowicach pod Pleszewem, a później do fabryki tkanin w Łodzi, gdzie przeprowadzono segregację. Stamtąd Janina wraz z bratem Stanisławem zostali skierowani na roboty przymusowe do III Rzeszy. W Hamburgu przeprowadzono przydział do konkretnych miejscowości. W marcu 1940 r. Janina pojawiła się w miejscowości Ulbarn - tak wynika z informacji pozyskanych w gminie Grossefehn przez Międzynarodową Służbę Poszukiwań (ITS) w Bad Arolsen. - To niemożliwe. Z relacji nieżyjących już naocznych świadków tych wydarzeń wynika, że wysiedlenie mieszkańców Pacanowic miało miejsce 12 sierpnia 1940 r. - zaznacza Piotr Janiak. ITS w Bad Arolsen twierdzi więc, że Janina pojawiła się w Ulbargen pół roku przed akcją wysiedleńczą w Pacanowicach. Kuchnia państwa Hinrichs "Jesteśmy w naszej kuchni. Jestem ja, nasz bufetowy, nasza panna Hani - Niemka, później nasza koleżanka Ala, Zosia i Kazia" - napisała na odwrocie zdjęcia Janina, która w Niemczech trafiła do domu państwa Hinrichs. Miała wtedy 25 lat. "Traktowano ją tam w sposób należyty" - podkreśla wnuk. Jasia jedzie do szpitala Marzec 1944 roku. Jasia ma 29 lat. Jedzie do Aurich, oddalonego od Ulbarn o 13 kilometrów. Tam, w szpitalu, urodzi chłopca. Zapamięta go jako Eryka, choć w dokumentach będzie imię Jurek. Nie wiemy, które z imion zostało nadane przez Janinę. Nie wiemy, czy chłopiec najpierw był Erykiem czy Jurkiem. Nie wiemy, czy Jurek żyje. "Babcia Janina tuż przed śmiercią wyznała jednej z córek, że, będąc na robotach przymusowych, urodziła syna o imieniu Eryk. Wyznała również, że został jej odebrany. Po powrocie podjęła próby odnalezienia go, jednak bezskutecznie" - napisał w liście do redakcji Piotr Janiak. Traktowanie dzieci robotnic przymusowych Dlaczego Jasia rodziła w szpitalu? Może już wtedy jakaś niemiecka para czekała na dziecko? Może przyszli rodzice zapłacili za transport ciężarnej kobiety do kliniki? Może z tym konkretnym szpitalem współpracowała organizacja Lebensborn, która prowadziła własne urzędy stanu cywilnego i biura meldunkowe, co umożliwiało jej skuteczne zacieranie śladów po grabieży dzieci? Janina rodziła, gdy obowiązywało już specjalne rozporządzenie Reichsführera SS i szefa policji Heinricha Himmlera z 1943 roku ("Behandlung von Ausländischen Arbeiterinnen und der im Reich von Ausländischen Arbeiterinnen geborenen Kinder"). Narzucił w nim sposób traktowania "ciężarnych robotnic obcokrajowych oraz dzieci urodzonych z tych robotnic". Tylko w wyjątkowych sytuacjach kobieta mogła rodzić w szpitalu. W pozostałych przypadkach poród odbywał się w specjalnych oddziałach izb chorych w obozach lub w gospodarstwie, jeśli niemieccy gospodarze nie ujawniali, że mają u siebie ciężarną robotnicę. Niemcy precyzyjnie oddzielali "wartościową krew" od tej, która nie miała dla nich wartości. Wszystkie ciężarne kobiety miały być zgłaszane przez zakłady pracy do urzędów młodzieżowych. Następnie urzędy te - Jugendamty - przeprowadzały dochodzenie w sprawie ojcostwa i przekazywały wyniki do dowódców SS i policji. Urząd Rasy i Osadnictwa i urzędy zdrowia przeprowadzały wówczas badania rasowe. Jeśli rodzice okazywali się rasowo wartościowi, opiekę nad dzieckiem przejmowała instytucja Nationalsozialistische-Volkswohlfahrt e.V. (NSV). Dzieci nadające się do zniemczenia trafiały do zakładów dla dzieci rasowo wartościowych lub były przekazywane przez NSV do niemieckich rodzin. Zgodnie z rozporządzeniem Himmlera matki niezdolne do pracy oraz ich rasowo bezwartościowe dzieci miały być "usuwane". Przypadek Janiny Janiny nie "usunięto", chociaż przebywała w szpitalu trzy miesiące w wyniku powikłań po cesarskim cięciu. Ponownie trafiła do tego samego szpitala w sierpniu. Kto i dlaczego zadbał o to, by pół roku po porodzie przewieźć gorączkującą po zakrzepicy Janinę ponownie do szpitala w Aurich, gdzie spędziła kolejny miesiąc? Którego bauera było stać na dodatkową nieobecność w pracy? Gdzie był wtedy Jurek? Czy już go zabrano? Ślad po Jurku Jurek zniknął prawdopodobnie między pierwszym a drugim pobytem Janiny w szpitalu. Rodzina Janiny, odkąd dowiedziała się o istnieniu chłopca, szukała informacji o nim. W Urzędzie Stanu Cywilnego w Aurich zachował się akt urodzenia dziecka: Jurek był 52. dzieckiem zarejestrowanym w USC w Aurich w 1944 roku. Nie wiadomo, kiedy wystawiono dokument, bo data została poprawiona. "Niestety, w akcie urodzenia nie ma adnotacji o ewentualnej adopcji czy dalszych losach Jurka. Również rodzina Hinrichs, u której pracowała Janina, odpowiedziała MSP Bad Arolsen, że nic nie wie o losach Jurka. Przypuszczamy, że rodzina, do której trafił Jurek, mogła zmienić mu personalia, w tym imię na Eryk, o którym to babcia wspominała tuż przed śmiercią" - napisał w liście do redakcji Interii pan Piotr. Ale to nie na poziomie rodzin adopcyjnych dochodziło do zmiany danych. W pierwszej kolejności dokumenty fałszował Lebensborn, który zmieniał uprowadzonym dzieciom imiona, nazwiska, daty i miejsce urodzenia. Janina Drygas po wojnie bez rezultatu poszukiwała syna. Co się stało z małym Jurkiem? Jeśli żyje, ma dziś 73 lata i prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest jednym z 200 tysięcy polskich dzieci, którym Niemcy zabrali tożsamość. W ramach akcji Interii i Deutsche Welle postaramy się odnaleźć dawnego Jurka Drygasa. *** Znasz osobę, która padła ofiarą germanizacji? Napisz do nas zrabowanedzieci@interia.pl. Organizatorami akcji "Zrabowane dzieci" są Interia i Deutsche Welle (więcej o akcji TUTAJ). Wspólnie docieramy do ofiar germanizacji i pomagamy im odnaleźć skradzioną tożsamość. *** W piątek zapraszamy na kolejną odsłonę akcji "Zrabowane dzieci". Przedstawimy m.in. historię Hermanna Lüdekinga, który został porwany do Rzeszy jako 6-latek, a dziś walczy o rekompensatę przed niemieckim sądem. Opiszemy też przypadek ośrodka germanizacyjnego w Kaliszu, przez który przeszły tysiące polskich dzieci przeznaczonych do zniemczenia. Podpowiemy, gdzie warto szukać informacji na temat uprowadzonych w czasie II wojny światowej osób.