W czwartek w Tatrach miały miejsce gwałtowne burze. Zginęło w sumie pięć osób, a ponad 150 jest rannych. O tym, co właściwie się dzieje, kiedy dochodzi do rażenia piorunem mówił w "Wydarzeniach" Polsatu ratownik medyczny Ariel Szczotok. "Centrum rażenia pioruna jest zależne od tego, na jakiej powierzchni znajduje się człowiek. Jeżeli uderzy w mokrą nawierzchnię, która może przewodzić prąd, to ta siła i przestrzeń rażenia mogą być bardzo duże" - wyjaśnił ratownik z Centrum Medycznego Fundamenti. Jak wskazał, w momencie uderzenia pioruna uwalnia się ogromny ładunek elektryczny, a jednocześnie ogromny ładunek energii cieplnej. "W ułamku sekundy dochodzi do zagotowania się krwi w zewnętrznych strukturach ciała człowieka. Stąd też charakterystyczne oparzenia na ciałach osób, które były rażone piorunem" - dodał. Zaznaczył również, że rażenie piorunem zwykle kończy się śmiercią lub ciężkim kalectwem. "Bardzo często też zgon następuje po kilku dniach lub po kilku godzinach" - dodał Ariel Szczotok. TOPR: Rażenie poszło po łańcuchach Czwartkowa burza nadeszła bardzo szybko. Ratownicy TOPR przypuszczają, że uderzenie pioruna nastąpiło bezpośrednio w krzyż stojący na szczycie. "Część osób była tam rażona na pewno bezpośrednio, bo informacje były, że po uderzeniu pioruna ludzie spadali wręcz na stronę południową Giewontu. To rażenie poszło po łańcuchach ubezpieczających wejście na kopułę uderzając wszystkich po kolei. Wyglądało to dramatycznie. Kilkadziesiąt osób leżało tam. Musiały być po kolei identyfikowany ich stan zdrowia" - relacjonował w czwartek naczelnik TOPR Jan Krzysztof. Rażenia głównie nastąpiły w okolicach kopuły szczytowej Giewontu, ale także na Czerwonych Wierchach. Tam ranny został obywatel portugalski, który w stanie poważnym ale stabilnym trafił do szpitala. Metalowy krzyż na szczycie Giewontu często przyciąga wyładowania atmosferyczne. Przebywanie tam podczas burzy jest niebezpieczne, podobnie jak wędrowanie szlakami, które są uzbrojone w łańcuchy pomocnicze. Zobacz też: Nowe informacje o ofiarach