Tak też uczynił PiS. Zwróćmy uwagę, Jarosław Kaczyński pochował tych, którzy wzbudzają emocje. Znów zniknął Antoni Macierewicz, Krystyna Pawłowicz sama się wycofała, zmienił się język PiS-u, o zdradzieckich mordach nikt już nie mówi. Tematy, które niegdyś stanowiły samo jądro partii, gdzieś wyparowały. Kto pamięta dziś katastrofę w Smoleńsku? Gdzie jest ta "prawda", którą co miesiąc obiecywał Kaczyński? A co się dzieje z produkcją samochodów elektrycznych, o czym rozwodził się Mateusz Morawiecki? Te wszystkie gorące sprawy zostały pochowane, tak aby PiS mógł odgrywać rolę partii nobliwej. To jest pod kontrolą. A do tego przykrył kampanię zapowiedzią transferów socjalnych, czym sparaliżował opozycję. Bo jak z tym dyskutować? Wołać, że to wyrzucanie pieniędzy? To cię okrzykną, że jesteś wrogiem ludu (a to lud głosuje)... Mówić, że też damy? To powiedzą - czyli można dawać, i nic się nie dzieje. I zapytają - więc dlaczego nie dawaliście, jak mogliście? Wszystko pięknie, tylko że na tej modelowej kampanii pojawiły się rysy. Pierwsza to taka, że 500+ i inne transfery już się opatrzyły. To trochę tak jak z paszportami i otwartymi granicami. Kiedy ich nie było, kiedy władza paszporty wydzielała, i wyjazd za granicę to było coś, ludzie daliby się za wolność pokroić. Ale w dzisiejszych czasach nikt już sobie nie wyobraża, że ktoś granicę mógłby zamknąć. I w ten sposób hasło "paszport dla każdego" nie działa już na nikogo... Są też i inne rysy, one mogą być dla PiS niebezpieczne, bo zapowiadają nowe tematy kampanii, i to takie, które są dla PiS-u bardzo niewygodne, i mogą spowodować, że partia Kaczyńskiego wypuści z rąk inicjatywę. Pierwszy, to sprawa leków i szpitali. PiS przez cztery lata w tych sprawach nie zrobił nic, jest skonfliktowany z lekarzami; służba zdrowia, jej stan, to klęska rządzących. Zwłaszcza, że mamy falę zamykania oddziałów szpitalnych, bo po prostu nie ma tam lekarzy. I co z tym zrobić? Gdyby strajkowali, można byłoby ich pokazywać, wołać, że sprzeniewierzają się swojemu posłannictwu, że są pazerni, lżyć itd. Ale lekarzy nie ma, są puste korytarze. Więc nie ma na kogo krzyczeć. Ten stan uderza więc w partię rządzącą, bo to oni rządzą, i ewidentnie im nie wychodzi. I widać wyraźnie, że PiS nie za bardzo wie, jak sobie z tą sprawą poradzić. Ryszard Terlecki, ważna postać w PiS-ie, te wszystkie zarzuty skomentował słowami, że "publiczna służba zdrowia w Polsce uchodzi za jedną z najlepszych w Europie". No, nic taką deklaracją nie osiągnął, poza tym że wkurzył tysiące Polaków, którzy akurat, stojąc godzinami w kolejkach, wiedzą swoje, i dla nich takie opowieści to bezczelność i naigrywanie się z ich chorób. Hejt pisowski też jest w takiej sytuacji bezradny - wcześniej, gdy strajkowali lekarze-rezydenci, rządowa telewizja pokazywała jak jeżdżą za granicę, niszczyła ich, wołano - jak się nie podoba, to fora ze dwora! No to, zdaje się, tak zrobili... Drugi temat, który wchodzi na sam koniec kampanii to sprawa Janusza Wojciechowskiego, który był kandydatem wysuniętym przez Polskę na komisarza UE. Już sama jego kandydatura była dla PiS-u średnio wygodna, bo to sędzia stanu wojennego, więc jak w takiej sytuacji walczyć z sędziami i z "komuną"? Ale jakoś tę żabę PiS jadł. A teraz? A teraz, jak donoszą media, Wojciechowski, kandydat na komisarza ds. rolnictwa, bardzo słabo wypadł podczas przesłuchania w Parlamencie Europejskim i europosłowie już w zasadzie zdecydowali, że nie udzielą mu rekomendacji. I, zdaje się, to już jest nie do odkręcenia. Więc Polska będzie musiała albo zgodzić się na inną dla Wojciechowskiego tekę, albo wystawić kogoś innego. Tak czy inaczej, za rogiem mamy awanturę i kompromitację bliską tej znanej Polakom pod nazwą 27:1. A, pamiętajmy, nigdy tak PiS-owi w sondażach nie spadło, jak po tym właśnie wydarzeniu. Bo nieudolność w Unii bardzo Polakom się nie podoba. Nie wiem, jak PiS rozwiąże sprawę Wojciechowskiego. Najprościej byłoby szybko dokonać podmiany na kogoś innego, głośno krzycząc, że dobry kandydat poległ, bo europosłowie postanowili przeczołgać Polskę. Taki ruch pozwoliłby na szybkie uciszenie sprawy. Ale czy PiS to zrobi? Jeżeli nie, będzie miał grillowanie - za to, że w Europie polska dyplomacja nic nie potrafi załatwić, że jest bez znaczenia, że wysuwamy do unijnych instytucji dyletantów, że siedzimy w oślej ławce, jako pośmiewisko. I nie sądzę, by telewizja publiczna, krzycząc, że oto Niemcy się na nas odgrywają (i to razem z Tuskiem), była w stanie przekonanie o beznadziejności PiS-u, jeśli chodzi o sprawy europejskie, odwrócić. Takie więc chmury zbierają się nad piękną, słoneczną kampanią PiS-u. I ciekaw jestem bardzo, jak te wyborcze prezenty wykorzysta opozycja, i jak PiS z tymi potencjalnie niebezpiecznymi sytuacjami da sobie radę? To też będzie rodzajem próby dla spin-doktorów i wyborczych sztabów. Robert Walenciak