Zginęło prawie trzy tysiące osób, i rozpoczęła się nowa epoka: wojny USA i ich sojuszników z islamskim ekstremistycznym terroryzmem. Praktycznie od razu pojawiły się też domysły: czy to na pewno boeing uderzył w Pentagon, jeśli dziura, którą w nim wybił jest nieproporcjonalnie mała w stosunku do jego gabarytów? Czy uderzenie samolotu zdolne jest spowodować zawalenie się wieżowca? Czy z pokładu porwanego samolotu da się rozmawiać przez telefon komórkowy? Czy budynek WTC 7 sam się wysadził w powietrze? Głowa Osamy na tacy 11 września 2001 roku narodziła się nowa, dość dziwna wojna, nie przypominająca żadnych prowadzonych dawniej. Objęła ona swoim zasięgiem znaczną część świata: po atakach na WTC i Pentagon atakami terrorystycznymi dotkniętych zostało ponad 30 krajów, a kolejne państwa - w tym Polska - zaangażowały się w konflikt militarnie. Szef Al Kaidy Osama bin Laden - którego prawie natychmiast obwiniono o ataki - stał się amerykańskim wrogiem publicznym numer jeden, a amerykańscy przywódcy prześcigali się w zapewnieniach, że wkrótce podadzą narodowi amerykańskiemu na tacy jego brodatą głowę. A tymczasem duża część narodu amerykańskiego - i nie tylko amerykańskiego - już od dawna powątpiewa w winę Osamy i podejrzewa, że za atakami stoi ktoś zupełnie inny. Kto? W badaniu przeprowadzonym w 2006 roku na zlecenie Ohio University wyszło na jaw, że aż 36 procent Amerykanów wierzy, że to ich własny rząd spowodował katastrofę, bądź co najmniej jej nie zapobiegł. "Straszliwe oszustwo" Już w 2002 roku francuski dziennikarz Thierry Meyssan wydał książkę pt. "L'Effroyable imposture", w której czarno na białym napisał to, o czym szeptało się praktycznie od zaraz po zawaleniu się wież i części fasady Pentagonu: że to nie pomiędzy glinianymi domkami Afganistanu należy szukać winowajców. Według Meyssana to rząd USA - w celu usprawiedliwienia stopniowego wprowadzania w USA wojskowej dyktatury - celowo stworzył atmosferę zagrożenia terroryzmem. Bin Laden - ogłasza Meyssan - to nikt inny, tylko agent CIA. I mimo, że wszystkie poważne światowe media, a także oficjalna strona informacyjna amerykańskiego rządu Info.state.gov (http://usinfo.state.gov/media/Archive/2005/Jun/28-581634.html) z miejsca zgruchotały książkę jako nierzetelną, niefachową, opierającą się na niesprawdzonych poszlakach i wręcz idiotyczną, rozeszła się ona - i rozchodzi nadal - jak świeże bułeczki. Wkrótce do głosu Meyssana dołączyło wiele innych głosów. I niespecjalnie jest się czemu dziwić. Bunt "oszołomów" Bo - przyznajmy i powiedzmy otwarcie - jest się czego czepiać. Wątpliwości jest bardzo wiele i oficjalne wersje nie zawsze są przekonujące. Przeciwnie - najczęściej są suche, skąpe i mało zrozumiałe. Politycy i mainstreamowe media rzadko dyskutują merytorycznie ze zwolennikami spiskowych teorii, najczęściej ogłaszając ich po prostu oszołomami i paranoikami. W takim tonie utrzymany był słynny "antyspiskowy" artykuł w "Spieglu" z 2003 roku (http://www.spiegel.de/international/spiegel/0,1518,265160,00.html), w podobny sposób zareagował nawet "Rolling Stone" zżymając się, że ilekroć "durnie" (czyt. zwolennicy spisku) podnoszą głos, zyskuje na tym jakiś republikanin. Senator John McCain nazwał spiskowe teorie "paskudnymi". I zgoda, wielu krzykaczy spod znaku "9/11 Truth" to faktycznie oszołomy, próbujący zbić kapitał (różnego rodzaju) na tragedii WTC, ale nie stanowią oni stu procent całego ruchu. Przeciwnie, wielu stawia poważne i merytoryczne pytania. Istnieje nawet ruch noszący nazwę "Scholars for 9/11 Truth & Justice", zrzeszający poważnych pracowników naukowych, którzy nie wierzą w wersję podawaną przez rząd USA (http://stj911.org). Przede wszystkim jednak traktowanie tych - naprawdę w jakimś stopniu uzasadnionych - wątpliwości "per noga" podsyca jedynie atmosferę światowego spisku, w który uczestniczą mainstreamowe media i politycy prawie wszystkich opcji. Nie ma co się dziwić, że przeciętny Smith, Schmidt, Sanchez, Smirnow czy Kowalski zaczyna się frustrować i buntować, kiedy za skarby świata nie może dostrzec na wystrzyżonym i czystym trawniku przed Pentagonem szczątków rozbitego samolotu, a zamiast tego tłucze mu się do głowy, że samolot tam był i koniec. I że musi wierzyć w niewidzialny samolot, bo inaczej jest oszołomem i durniem. Im więc bardziej "spiskowcy" są atakowani i nie dopuszczani do publicznej debaty, tym większe rośnie w nich przeświadczenie, że spisek faktycznie istnieje. Do Kowalskich i Smithów zaczynają dołączać sławy, jak - np. Charlie Sheen czy David Lynch. David Lynch, Charlie Sheen i dziura w Pentagonie - Dziura w Pentagonie jest zbyt mała, jak na samolot - mówił ten ostatni w wywiadzie dla holenderskiej telewizji VPRO's - trawnik przed miejscem uderzenia jest nietknięty, a rząd nie chce ujawnić obrazu samolotu, mimo, że wiele kamer go filmowało. Lynch ma też wątpliwości co do zawalenia się WTC, co wygląda - według niego - na celowe wyburzenie, oraz co do zestrzelenia czwartego porwanego samolotu nad Pennsywlanią, po którym to samolocie "nie było śladu". - Wydaje mi się, że sprawa 19 amatorów z nożykami do tektury, którzy porywają cztery rejsowe samoloty i trafiają w 75 proc. celów rodzi wiele wątpliwości - mówi z kolei Charlie Sheen. Opierając się więc na ustaleniach fachowców, spróbujmy więc tu porównać tezy zwolenników teorii spisku z twierdzeniami tych, którzy uważają, że żadnego spisku nie było. "Nowe Pearl Harbour" Największą karierę z całej serii "zadających pytania" zrobił film pt. "Loose Change" (który można za darmo obejrzeć klikając w link: http://video.google.com/videoplay?docid=7866929448192753501) nakręcony przez młodego filmowca Dylana Averego i jego ekipę. Film przypomina, że w latach sześcdziesiątych istniał rządowy plan spreparowania ataków terrorystycznych na Florydzie, by znaleźć pretekst do inwazji na Kubę. Plan obejmował ataki za pomocą pasażerskich samolotów przekształconych w bomby. Autorzy cytują także raport neokonserewatywnego think-tanku z 2000 roku, który zauważa, że transformacja systemu obrony USA przebiegać będzie wolno, bez "nowego Pearl Harbour". Dokument podpisali - m.in - Dick Cheney, sekretarz obrony USA Donald Rumsfeld, gubernator Florydy oraz brat Georga Busha - Jeb.