Polska delegacja weźmie udział we wtorek w międzynarodowej konferencji organizowanej w Knesecie. W spotkaniu będą uczestniczyć przedstawiciele ok. 30 państw. W poniedziałek dziennik "Jerusalem Post" napisał na swojej stronie internetowej, że przedstawiciel polskiego parlamentu pojawi się na niej mimo sprzeciwu izraelskiego MSZ. Izraelski dziennik "Maariw" podał, że ze względu na kryzys w relacjach polsko-izraelskich w związku z ustawą o IPN i sobotnią wypowiedzią premiera Mateusza Morawieckiego MSZ w Jerozolimie zasugerowało, by Kneset odwołał zaproszenie wystosowane do polskiej delegacji. Jednak cytowany przez "Jerusalem Post" szef kancelarii Knesetu Albert Sacharowicz poinformował, że zaproszenia nie cofnięto. Dodał, że zostało ono wystosowane i zaakceptowane, zanim doszło do kryzysu w relacjach obu państw. Grzegrzółka powiedział w poniedziałek PAP, że konferencja szefów Kancelarii Parlamentów w Izraelu ma charakter wyłącznie urzędniczy i administracyjny. Jak zaznaczył, wydarzenie jest planowane z wielotygodniowym wyprzedzeniem, a szef Kancelarii Sejmu jest jednym z kilkudziesięciu zaproszonych gości. "Spotkanie w szerokim, międzynarodowym gronie pozwala na wymianę doświadczeń i nawiązanie wielostronnych relacji parlamentarnych. Właśnie w takich kategoriach należy oceniać uczestnictwo przedstawicieli Sejmu w tej konferencji" - podkreślił dyrektor CIS. Napięcia między Polską a Izraelem wzrosły po przyjęciu przez Polskę nowelizacji ustawy o IPN. Wprowadza ona m.in. przepisy, zgodnie z którymi każdy, kto publicznie i wbrew faktom przypisuje polskiemu narodowi lub państwu polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za zbrodnie popełnione przez III Rzeszę Niemiecką lub inne zbrodnie przeciwko ludzkości, pokojowi i zbrodnie wojenne, będzie podlegał karze grzywny lub pozbawienia wolności do lat trzech. Wywołała ona krytykę ze strony Izraela, USA i Ukrainy. Prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy 6 lutego. Następnie w trybie kontroli następczej skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, chcąc, by Trybunał zbadał, czy przepisy nie ograniczają w sposób nieuprawniony wolności słowa oraz kwestię tzw. określoności przepisów prawa. Kryzys pogłębił się w sobotę po wypowiedzi premiera Morawieckiego. Na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium podczas jednego z paneli dziennikarz Ronen Bergman zwracając się do szefa polskiego rządu ws. nowelizacji ustawy o IPN przedstawił historię swojej urodzonej w Polsce matki, która przeżyła Holokaust, ale wielu członków jej rodziny zginęło, ponieważ zostali zadenuncjowani na Gestapo przez Polaków. Następnie oświadczył: "Gdybym opowiedział jej historię w Polsce, byłbym uznany za przestępcę? Co wy próbujecie zrobić? Dolewacie oliwy do ognia". Odpowiadając na pytanie Bergmana, Morawiecki powiedział m.in.: "Jest to niezmiernie ważne, aby zrozumieć, że oczywiście nie będzie to karane, nie będzie to postrzegane jako działalność przestępcza, jeśli ktoś powie, że byli polscy sprawcy (ang. perpetrators). Tak jak byli żydowscy sprawcy, tak jak byli rosyjscy sprawcy, czy ukraińscy - nie tylko niemieccy". W Izraelu odebrano wypowiedź Morawieckiego jako stwierdzenie, że wśród sprawców Holokaustu byli także Żydzi, co wywołało ostrą reakcję. "Głos premiera Mateusza Morawieckiego w dyskusji w Monachium w najmniejszym stopniu nie służył negowaniu Holokaustu ani obciążaniu Żydowskich Ofiar jakąkolwiek odpowiedzialnością za niemieckie ludobójstwo" - napisała w sobotę rzeczniczka rządu Joanna Kopcińska w oświadczeniu przekazanym PAP.