Zdaniem Cimioszewicza celem obu wniosków referendalnych nie było bowiem uzyskanie odpowiedzi na pytania, ale wpłynięcie na wynik wyborów. "Uważam, że tak nie wolno postępować z referendum, bo jest to instytucja wyjątkowa i powinna panować powszechna zgoda, że odwołujemy się do tej instytucji w sytuacjach rzeczywiście nadzwyczajnych" - powiedział były premier, były marszałek Sejmu. Właśnie dlatego, dodał, w konstytucji jest wysoki próg frekwencji, wymagany do uznania referendum za wiążące. "W moim przekonaniu oba te wnioski nie zasługiwały i nie zasługują na poparcie" - oświadczył i zwrócił się do senatorów PO i PiS: "Rozumiem interesy polityczne i partyjne. Tylko, że przygoda z tymi dwoma referendami powinna być jednak nauczką dla nas wszystkich. To nie wyłącznie prezydenci i nie wyłącznie kierownictwa partii politycznych ponoszą odpowiedzialność za nasze państwo. To my mamy podejmować tutaj decyzje i w związku z tym nic nas nie zwalnia z odpowiedzialności własnej za te decyzje. Państwo popełniliście błąd, głosując za propozycją prezydenta Komorowskiego, zupełnie niepotrzebnego referendum, które oby nie odbyło się w sposób wiążący w najbliższą niedzielę. Błędem ze strony marszałka było poddanie tego pod głosowanie przed drugą turą wyborów prezydenckich, bo spełniając wymogi terminów konstytucyjnych można było to posiedzenie odbyć w kolejnym tygodniu, po drugiej turze, kiedy wszyscy by zrozumieli, że to referendum rzeczywiście nikomu nie jest potrzebne". Cimoszewicz oceniał też same pytania, zawarte we wniosku Andrzeja Dudy. Jeśli chodzi o sześciolatki - wskazał - to są one dziś na zupełnie innym poziomie intelektualnym niż dwadzieścia, czy trzydzieści lat temu i dobrze sobie radzą z nauką. "Dzisiejszy sześciolatek może nauczyć babcię czy dziadka surfować po internecie; intelektualnie jest o niebo bardziej rozwinięty niż my, kiedy byliśmy w tym wieku" - mówił. Do senatorów PiS apelował z kolei o otwarte wskazanie konkretnych skutków przywrócenia wieku emerytalnego. "Powiedzcie otwarcie, bo to nie jest fair, że dzisiaj podejmujecie decyzję, za którą nie poniesiecie odpowiedzialności" - zaznaczył. Cimoszewicz podkreślał też, że jest "bardziej leśny niż przytłaczająca większość senatorów". "Nie tylko mieszkam w lesie, ale jestem honorowym leśnikiem, z zamiłowania, nie z przymusu" - zaznaczył. Ocenił, że pytanie w sprawie Lasów Państwowych zostało sformułowane "absolutnie niefortunnie". Według niego, jeśli powodem tego pytania był strach przed prywatyzacją, to "nie trzeba było chwytać się prawą ręką lewego ucha, tylko po prostu spytać: 'czy jesteś za utrzymaniem Lasów Państwowych jako własności Skarbu Państwa?' Albo 'czy jesteś za dopuszczalnością prywatyzacji Lasów Państwowych?'" "Wtedy byłoby jasno, prosto, węzłowato" - ocenił. Do tej samej kwestii nawiązał w debacie senator Stanisław Gorczyca (PO). Zwracał uwagę, że pytanie o lasy "jest obarczone wadą nieokreśloności". Nie brzmi bowiem wprost: "czy jesteś za prywatyzacją lasów?". "Zarówno zwolennik prywatyzacji, jak i jej przeciwnik może odpowiedzieć pozytywnie na pytanie referendalne" - powiedział, przypominając, że obowiązująca obecnie ustawa o lasach dopuszcza prywatyzację. Odpowiedział mu senator Wojciech Skurkiewicz (PiS), tłumacząc, że pytanie tak brzmi, bo w przypadku ewentualnej reprywatyzacji, podstawą tego procesu byłaby "zmiana formy organizacyjnej" lasów.ZOBACZ RÓWNIEŻ: