Sikorski mówił w niedzielę w Bydgoszczy, gdzie rozpoczął walkę o nominację PO w wyborach prezydenckich, że "prezydent wolnej Polski może być niski, ale nie powinien być mały". Przypomniał, że do końca kadencji Lecha Kaczyńskiego pozostało "tylko 297 dni" i namawiał zebranych na widowni do skandowania: "były prezydent Lech Kaczyński". - To nie powinno było się stać - powiedział Cimoszewicz o wypowiedzi ministra Sikorskiego. Zaznaczył, że choć każdy, a więc i prezydent, podlega krytyce, to są jednak sytuacje szczególne. - Przyznaję, że ze zdumieniem słuchałem tego, co i jak urzędujący minister spraw zagranicznych mówił o głowie państwa. Z podobnym zdumieniem musieli to także odebrać liczni politycy w obcych państwach - oświadczył Cimoszewicz. - Po pierwsze, krytykując Lecha Kaczyńskiego, na co niewątpliwie zasługuje, nie wolno naruszać jego godności. Po drugie, wciąż reprezentuje on Polskę - podkreślił. W jego ocenie, gdyby tak jak minister Sikorski wypowiedział się obcy polityk, polski minister spraw zagranicznych miałby obowiązek stanąć w obronie polskiego prezydenta. Włodzimierz Cimoszewicz zwrócił też uwagę, że prezydent RP i szef MSZ mają obowiązek współpracować ze sobą jeszcze przynajmniej przez kilka miesięcy. - Jak będą to teraz robić? - pyta były premier. Jego zdaniem, to "bardzo zła, choć niezaskakująca" zapowiedź tego, czego możemy spodziewać się w nadchodzącej kampanii wyborczej. - Wydawało się pięć lat temu, że gorzej być nie może, ale nie byłbym teraz tego pewny - dodał.