Cimoszewicz przypomniał na konferencji prasowej, że już kilka tygodni temu wystąpił z propozycją szukania możliwości szerokiej inicjatywy wyborczej, która obejmowałaby różne środowiska, partie polityczne i organizacje pozarządowe - tych wszystkich, którzy kilka lat temu współpracowali ze sobą przed referendum akcesyjnym do UE. Dodał, że bierze udział w spotkaniach i konsultacjach, a jednym z jego rozmówców był szef SLD Grzegorz Napieralski. - Spotkałem się z poważnym zrozumieniem tej inicjatywy i gotowością włączenia się - podkreślił Cimoszewicz. Według niego, trzeba zrobić wszystko, aby bardzo szeroko rozumiane środowiska proeuropejskie mieszczące się w partiach politycznych, w organizacjach pozarządowych "mogło traktować tę sprawę jako wspólną i własną". Dodał, że będzie rozmawiał o tej inicjatywie zarówno z partiami politycznymi, a także organizacjami pozarządowymi czy środowiskami akademickimi. - Byłoby ważne, aby stworzyć ofertę mianownik, wysokie kwalifikacje, świetną znajomość Europy, osobistą otwartość i swoisty euroentuzjazm, czyli przekonanie, że w interesie Polski leży wzmacnianie UE, rozszerzanie jej kompetencji - podkreślił były premier. - Mam nadzieję, że ranga tych wyborów skłoni wszystkich, choć w środowiskach centrolewicy jest trochę rachunków krzywd, aby przejść na tym do porządku dziennego i zająć się Europą a nie sobą - powiedział Cimoszewicz. Obecny na konferencji lider Sojuszu ocenił, że inicjatywa Cimoszewicza jest "ważna i znakomita dla środowisk przyjaznych Europie". - Nie może być alternatywy, że Polacy będą wybierali tylko między PO a PiS. Chcielibyśmy budować szeroki europejski ruch autorytetów, ale też ruchów obywatelskich, środowisk, które mogłyby razem zafunkcjonować w Parlamencie Europejskim i na forum europejskim - podkreślił Napieralski. W jego opinii emanacją współpracy i porozumienia w gronie centrolewicy będą właśnie wspólne listy wyborcze do europarlamentu. Pytywany czy taka inicjatywa w wyborach do PE to nie będzie "koalicja Lewicy i Demokratów bis", Napieralski powiedział, że nie chce mówić "ani o niczym bis, ani czymś innym". "Chcemy zbudować coś poważnego" - dodał. Zdaniem Cimoszewicza, przyszłoroczne wybory do PE są ważne, ponieważ nowo wybrany parlament "będzie miał do odegrania wielką rolę w rozmowie o przyszłości" UE. - Byłoby rzeczą bardzo ważną, aby w imieniu Polski mogli zasiąść tym parlamencie ludzie, którzy być może lepiej niż inni reprezentują charakterystyczny dla polskiego społeczeństwa entuzjazm i pozytywne nastawienie dla członkostwa w Unii - podkreślił były premier. W jego opinii, byłoby nieporozumieniem, gdyby Polska reprezentacja była zdominowana wyłącznie przez przedstawicieli środowisk politycznych, które - w ocenie Cimoszewicza - "nie kryją swojego sceptycyzmu wobec niektórych elementów integracji europejskiej". Cimoszewicz pytany był czy powodzenie centrolewicowej inicjatywy w wyborach do PE może skłonić go do startu w wyborach prezydenckich w 2010 roku. - Na pewno (tego) nie rozważam - odpowiedział. Cimoszewicz był kandydatem popieranym przez lewicę w wyborach prezydenckich w 2005 roku. Wycofał się ze startu w związku ze sprawą swej byłej asystentki Anny Jaruckiej. W sierpniu 2005 r. - w czasie kampanii prezydenckiej - Jarucka oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że Cimoszewicz jako szef MSZ miał ją w 2002 r. upoważnić do zmiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. Na prośbę Cimoszewicza miała ona wtedy usunąć z jego pierwotnego oświadczenia informacje o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen. Cimoszewicz zapewniał, że jego oświadczenie nie było zmieniane. Przyznawał zaś, że pomylił się wypełniając je zgodnie ze stanem z kwietnia 2002 r., kiedy składał oświadczenie, a powinien był je wypełnić zgodnie ze stanem na koniec 2001 r., kiedy jeszcze posiadał akcje PKN Orlen. Według niego, cała sprawa była "zmasowaną akcją czarnej propagandy" wymierzoną w jego kandydaturę. Prokuratura uznała, że rzekome upoważnienie sfałszowano (sprawcy nie wykryto). Od początku 2007 r. trwa proces karny Jaruckiej, w którym odpowiada m.in. za posługiwanie się podrobionym dokumentem, w którym Cimoszewicz miał ją rzekomo upoważnić do zmiany swego oświadczenia majątkowego.