Konrad Piasecki: Czy służby wiedzą skąd wyciekły do internetu te straszliwe smoleńskie zdjęcia? Jacek Cichocki, minister spraw wewnętrznych- Trudno odpowiedzieć publicznie na takie pytanie. Rzeczywiście są straszliwe i rzeczywiście takie zdjęcia nie powinny się pojawić. Wiedzieliście wcześniej, że one pojawiły się w rosyjskich portalach internetowych, zanim ta informacja dotarła do Polski? - Tak, od kilku tygodni mamy taką informację. Te zdjęcia krążyły. Mogę w tym momencie powiedzieć, że już kilka tygodni temu kanałem służb zostało zadane kategoryczne pytanie, dlaczego te zdjęcia się pojawiły z żądaniem, oczywiście, by służby rosyjskie dołożyły starań; żeby tych zdjęć w ogóle nie było. Zadaliście pytanie kanałem służb specjalnych i kanałem służb specjalnych dostaliście jakąś odpowiedź? - Nie, na razie odpowiedzi nie ma. Rozumiem, że będzie także odpowiedź dzisiaj, słyszałem zapowiedź prokuratury, bo to jest ten kanał formalny. Ale czy próbowaliście jakoś zatrzymać ich publikację? Zablokować tę stronę metodami mniej, czy bardziej operacyjnymi? - Jak pan wie, jak państwo wiecie, jeśli coś się pojawia w internecie, pojawia się bardzo często w bardzo wielu miejscach jednocześnie i w tym momencie zablokowanie jednej czy dwóch stron niewiele daje. A macie jakoś rozpracowanego i rozpoznanego autora tej strony? Człowieka, który wrzucił je do internetu, bo on się podpisuje chyba nawet imieniem i nazwiskiem? - Proszę pozwolić, że o działaniach, które podejmowały służby w ostatnich tygodniach, już nie będę mówił publicznie. A zapytam inaczej. Pan uważa, że to może być jakieś działanie paraobywatelskie? Czy to jest jakaś prowokacja; coś co ma upokorzyć Polskę, coś co ma nam po raz kolejny pokazać miejsce w szeregu? - To co mniej najbardziej niepokoi to to, że to są zdjęcia, które prawdopodobnie zostały zrobione w tym momencie, kiedy na miejscu nie było Polaków, byli tam tylko przedstawiciele różnych służb rosyjskich. I to jest to najważniejsze pytanie. Bo też krąg osób, które dzisiaj mają dostęp do takich zdjęć, jest bardzo ograniczony. - No zwłaszcza do tych z pierwszych godzin. Czyli te zdjęcia musiały wyciec z tego kręgu, a ten krąg nie robi nic, co by było przypadkowe? - Czekamy na odpowiedź oficjalną ze strony rosyjskiej. Ale czegoś się pan domyśla? Ma pan jakieś hipotezy? - Jeśli mam jakieś hipotezy, to nie takie, które chciałbym w tym momencie publicznie, jako minister konstytucyjny, formułować. Ale bardzo mnie to niepokoi. To jest hipoteza, że ktoś próbuje czynić jakąś prowokację wobec Polski? Że próbuje nas tutaj wewnętrznie skłócać? - Zawsze człowiek zaczyna się niepokoić wtedy, kiedy tego typu wstrząsające zdjęcia - bo tak to wyglądało na miejscu - pojawiają się w internecie i to w taki sposób. I jeszcze do tego organy śledcze, organy prokuratorskie mówią, że nic o tym nie wiedziały. Jeżeli te zdjęcia były zrobione i mają jakiś użytek w śledztwie, to powinny zostać przekazane stronie polskiej w trybie normalnej wymiany prawnej między prokuratorami. A te zdjęcia są w ogóle w Polsce? Polska ma do nich dostęp czy te zdjęcia są tylko i wyłącznie w Rosji? - To już jest pytanie do prokuratury - czy jakaś część tych zdjęć była gdzieś dołączona do materiałów śledztwa. Ja nie znam materiałów śledztwa smoleńskiego. INTERIA360: Zwykły bloger miał zdjęcia z miejsca katastrofy. Od kogo? Będzie jakiś oficjalny protest polskiego rządu? Przeciwko temu, że te zdjęcia wyciekły, no bo nie przeciwko temu, że się pojawiły, bo rozumiem, że tutaj służby i rząd rosyjski mogą umyć ręce... - W tym momencie nie odpowiem na to pytanie. Pyta mnie pan rano, jeszcze nie zdążyłem pojechać do biura. Myślę, że przede wszystkim najważniejsza jest tutaj postawa prokuratury i odpowiedź na pytanie, czy którekolwiek z tych zdjęć były gdzieś elementami materiału dowodowego, bo to także zmienia sytuację tych zdjęć. Jeżeli to jest materiał dowodowy, który pojawił się w internecie, to być może mamy do czynienia także z ujawnieniem jakiejś tajemnicy śledztwa. Czy dymisje zastępców szefa ABW to dalekie pokłosie afery Amber Gold? - To nie są dymisje. Oni obaj odchodzą na swoją własną prośbę, po 4 latach ciężkiej pracy. Czy oni odchodzą na własną prośbę z uwagi na to, że zawiedli w aferze Amber Gold? - Nie, to są ich własne decyzje wynikające także z tego, że po ponad czterech latach pracy każdy z nich - również ze względów osobistych - ma prawo udać się na zasłużony odpoczynek. Czy służby i pan uważacie, że w aferze Amber Gold były jakieś drugie i trzecie dno, czy to był prosty przekręt? - Skala tego przekrętu każe stawiać pytania i różnego rodzaju hipotezy. Nie będę się odnosił do żadnej z tych, które dzisiaj krążą. Pojawia się ich wiele np., że za Marcinem P. stali ludzie tajnych służb, ale raczej nie polskich tylko rosyjskich, albo że może mafia. - Trwa śledztwo, a Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego prowadzi w nim czynności zlecone przez prokuraturę - w związku z tym w ogóle nie powinienem się wypowiadać. Zwłaszcza, że nie mam dostępu do tego śledztwa. Uważa pan, że jeden człowiek wraz z żoną mógł to wymyślić, zorganizować, przedsięwziąć i wyłudzić kilkaset milionów złotych? - Jest dużo pytań, które się z tym wiąże. Przy takiej skali przekrętu i tak długiej działalności trzeba zbadać wszystkie wątki i hipotezy. Są też podejrzenia, że polskie służby zainwestowały w Amber Gold pieniądze z Funduszu Operacyjnego... - Nie, to bzdury. Pojawiają się też takie doniesienia prokuratorskie i medialne. - Pojawia się bardzo dużo dziwnych informacji, ale to bzdury. A informacje, że z tego funduszu zniknęły 2 miliony to też nieprawda? - To nie ma żadnego związku z Amber Gold. Mogło być tak, że zniknęły, ponieważ ktoś je zainwestował w Amber Gold, a potem stracił. - W związku z tym, że tu mówimy o kolejnym śledztwie, które zresztą jest prowadzone z zawiadomienia szefa Agencji Wywiadu, to jest śledztwo niejawne, ale nie ma nic wspólnego z Amber Gold. A pieniądze Amber Gold zostały w Polsce? - Jak państwo widzieli w dużej mierze Amber Gold zainwestowało w OLT, także duża część tych pieniędzy została w Polsce. Czy to nie miało być swoistą pralnią pieniędzy albo sposobem na wyprowadzenie tych pieniędzy? - Rozumiem, że to pewnie jest jeden z wątków śledztwa natomiast one zostały zainwestowane tylko nie tam, gdzie powinny. Służby nie wiedzą, czy te pieniądze są poza Polską czy w Polsce, czy rozpłynęły się też jak jakiś złoty sen? - Ja tego nie powiedziałem. Wiedzą, ale nie mówią? Tak jak powiedziałem, jest prowadzone śledztwo i są podejmowane czynności. Trudno żebym ja dzisiaj opowiadał, nie mając zresztą dostępu do tego śledztwa o tych wiarygodnych aktach, to są pytania do prokuratury. Za karę po Amber Gold służby zostaną zreformowane? - Nie, nie za karę. W nagrodę? - Proszę pamiętać, ja już o tym mówiłem publicznie, że mieliśmy kilka lat pracy tych służb w warunkach stabilnych i na bazie tej pracy widzimy, ze parę rzeczy trzeba poprawić, premier dosyć jasno sformułował także pewne kierunki i oczekiwania. A trzeba sprawić, żeby któraś z tych służb zniknęła z powierzchni ziemi? - Są rozważane różne warianty, ale chciałbym powiedzieć, że żadnej z tych decyzji nie podejmiemy w takim trybie, żeby zdestabilizować pracę którejkolwiek z tych służb, bo każda z nich pracuje na rzecz bezpieczeństwa albo naszych obywateli - tu w kraju albo za granicą. To na koniec pytanie od słuchacza. Pan Krzysztof pyta: czy to prawda, że premier tak się lęka podsłuchów, że rozmawia tylko przy włączonym prysznicu i w łazience, jeśli ma prowadzić ważne i tajne rozmowy? - Odnosimy się do materiału, który rzeczywiście był złożony z półprawd i tak prześmiewczy, że mogę odpowiedzieć żartem: rzeczywiście Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pracuje nad nowym modelem łączności niejawnych, który polega na tym, że z tej samej słuchawki, z której leci woda, będzie można prowadzić rozmowy niejawne. Przepraszam to był oczywiście żart, na tym samym poziomie, co ten artykuł w "Newsweeku". FORUM: Makabryczne zdjęcia ofiar katastrofy smoleńskiej w internecie